Dobre Dobro – łowiskowe przypadki
Ostatnie lata w dużej części z wstyd się przyznać małej ilości wyjazdów spędziłem na wspaniałej wodzie jaką jest Łowisko Dobro Klasztorne. Co jest w nim wyjątkowego, co powoduje, że tam wracam i jakie rozterki mną targają wiedzą moi przyjaciele, którzy stali się świadkami moich , no właśnie – sukcesów czy porażek ????
EGdy kilka lat z rzędu organizowałem na tej wodzie cykliczny Puchar Portalu Carppassion, wiedziałem, iż kiedyś podejmę próbę ujarzmienia tej wody. Widok ogromnych ryb, świadomość, że są osiągalne praktycznie na wyciągnięcie ręki powodował, że lekko się tej wody po prostu bałem i chyba niepotrzebnie zwlekałem z wyjazdem ponad 3 lata.
Jak można w takim miejscu nie odnieść sukcesu? Pstryk i załatwione, Widziałem jak się to robi i w końcu i mi się MUSI udać.
W dodatku pierwszy pobyt na tym łowisku ze starym wyjadaczem Hubertem na stanowisku klubowym – PIKUŚ !!!!!, i w ten sposób złowiłem pierwszą rybę, jedną z dwóch jakie złowiliśmy, co wewnętrznie uznałem za porażkę, przecież miało być tak pięknie i okazale, że internety powinny zrobić ze mnie bohatera na wiele zimowych miesięcy. BZDURA ………………………
To tak nie działa, nie tak łatwo Panie Kruszyna. Kolejny wyjazd bezrybny, na dodatek z łowiska uciekaliśmy by nas szalony Orkan Ksawery nie „zmiótł z planszy” i pierwsze wyjazdy pokazały mi miejsce w szeregu. Szeregu w ktrórym znajduje się tam wielu o czym nikt „pieśni samobiczowania” nie głosi, najczęściej wracając do domu z podkulonym ogonem, planując heroiczny akt zemsty o różnym finale. Najczęściej podobnym do poprzedniego wyjazdu a gdy już nastąpi spektakularny sukces w glorii chwały jest zamazywany realny obraz bardzo trudnego pokonywania tej wody.
Woda pomimo swej śródmiejskiej lokalizacji ma w sobie coś co powoduje pragnienie powrotu. Nie są to tylko potężne ryby. Chyba jeśli chodzi o wielkość zbiornika i statystyczną szansę na ich złowienie Dobro Klasztorne, jest obarczone największym współczynnikiem szansy by zmierzyć się z rybami dobijającymi się do magicznej 3ki z przodu o dużej populacji karpi grubo ponad 20kilogramowych. Czy to wystarczy ????? Jak się okazuje niekoniecznie, bo do czynników czysto statystycznych dołącza jeszcze coś, co potęguje znacznie szansę – NIESTETY NA PORAŻKĘ.
Więc wracamy i wpatrujemy się dziesiątkami godzin w sygnalizator, który jak na zdjęciu poniżej przybiera formę zamazanej bryły z celownikiem w postaci rozmywających się przelotek naszej wędki która wycelowana w bardzo głęboką gwałtownie pojawiającą się otchłań skutecznie wprawia w zakłopotanie połączone z irracjonalną wręcz wizją jak położyć zestaw by było lakonicznie mówiąc DOBRZE ……………..
Złapałem się na tym, że po nocnym „piku”, jednym czy dwóch i nastającej po nich ciszy, choć w głowie niemy krzyk powodował długo brzmiące JEDŹ KUR**, gdy budziłem się rano to przez myśl przechodziło mi pewnego rodzaju demoniczne pytanie” A MOŻE MI WĘDKI UKRADLI ????” Wychylałem się wtedy dyskretnie z namiotu i pełen wsciekłości zerkałem na zaczarowane wędki czekające jak na zimowy PKS, kóry znów nie wyjechał na trasę, więc jak mógł ODJECHAĆ by dotrzeć. Abstrakcja, ale czasami przemykało mi przez myśli wyobrażenie, że ich już tam nie ma i nareszcie będę mógł zakończyć tą nierówną walkę, bo znów chyba zrobiłem coś źle……………. Bo chyba nie oddamy tego w ręce statystyki, przypadku czy czegoś co przez lata powinniśmy do tego stopnia zgłębić, by stać się specjalistami ????, a tak często obserwujemy wędrujących po drodze wokół łowiska towarzyszy niedoli, którzy ze zwieszoną głową, niepostrzerzenie chcą przemknąć tak, by zostać niezauważonymi, gdy odnoszą suchą matę – na szczęście czasami PADA 😉 i nikogo nie spotykamy na naszej drodze krzyżowej.
Przychodzą na szczęście takie dni, że widok sygnalizatora się wyostrza w najmniej oczekiwanym momencie i możemy wreszcie cieszy się chwilami, które powodują, ze możemy zapomnieć o wszelkiech problemach i dręczącej nas globalnej niemocy.
Co wtedy zrobiliśmy innego ??? Czy dobrze skalibrowaliśmy nasz wzrok, czy to fatamorgana ??? Gdy następuje branie czuję tam coś niesamowitego. Kiedyś myślałem, że to będzie trwało zawsze, przy każdej rybie po życia kres. Chyba zacząłem tam jeździć tylko po te największe ryby, chyba uległem temu i nie będę się biczował, ale tak jest. Chcę je złowić i wiem jak mam tam dużą szansę. Jeśli komuś to sprawi przyjemność, to przyznaję się do swojej slabości. Tylko ta wizja wyostrza mi wzrok do tego stopnia by zobaczyć taki obraz. Obraz który spowoduje spełnienie w firmie bezkompromisowej.
Charakterystyka łowiska pomaga rybom stoczyc równą walkę. Widać to na powyższym zdjęciu troszkę zasymulowane grą światła, ale mniej więcej tam gdzie rozpoczyna się przejaśnienie, tam pojawia się kilkunastometrowa głębia, która odcina ścianą wizję szybkiego sukcesu. Zaobserwowałem na wielu zawodach jak rozgrywają taką walkę Mistrzowie tej wody. Jak potrafią rybę przygotować do wspinaczki w drodze do podbieraka. Ryba musi być gotowa by sama wypłynąć, w żaden inny sposób nie da się jej siłowo podnieść. Złowiłem wiele ryb, ale takich emocji podczas holu nie odczówam nigdzie gdzie bywam. Czuję każdą póbę zejścia ryby do parteru i mam wielką świadomość, jak trudno rozegrać tą batalię by zakończyła się zwycięstwem. Czasami sie udaje. Uczę się wtedy na nowo wszystkich modlitw z dzieciństwa. Tych radosnych i tych błagalnych, obiecuję poprawę, deklaruję, że będę inny by tylko się udało. Czasami się udaje a później powstaje pytanie- dlaczego to nie TA po którą tu przyjechałem.
Piękna ale nie ta – WSTYD, jest na to jakieś lekarstwo ????
Wiem o tej wodzie bardzo dużo. Myślę, że się nie mylę, ale przez lata współpracy z Pobiedziskim Klubem Karpiowym wypracowałem sobie szacunek, który powoduje, że informacje o sposobach łowienia, taktykach, które są dość oczywiste otrzymuję bardzo kierunkowe. Co mogę zdradzić, co pomoże wszystkim łowiącym i nie zniszczy szansy na sukces tym, którzy po nich zasiadają to abstrakcyjny wręcz minimalizm. Przez kilka lat próbowałem a w sumie to próbowaliśmy z Bartkiem podejśc te ryby ubfitym neceniem co przy ich braku aktywności bądź złej lokacji zanęty końcyło sie o zgrozo wiadomo czym………………………
Sama woda w dużej częsci jest pokryta dennym fetorkiem, a znalezienie czystych miejsc graniczy z cudem więc, tutaj trzeba się nakombinować jak się przed tym bronić, ale to już zostawiam wam. Przynęty, zanęty, przypony itp, itd…… Mimo wszystko, pamiętajcie o tym minimaliźmie dostosowywując go do warunków zastanych.
Doskonałym przykąłdem są coroczne zawody PKK, i wyniki jakie stają się udziałem zawodników. Potężna ilość ryb i 100% wręcz ilość stanowisk z rybami, czego nie uświadczymy w normalnych okienkach rezerwacji. Warto z tego wyciągać wnioski.
RAsekuracyjnie stwerdzę, że nie mam do końca prawa narzekać na łowienie, mimo dużych wymagań powinienem sumarycznie być zadowolonym bo kompletnego łomotu nad wodą nie otrzymuję, mimo to czasami z dużą zazdrościa obserwuję jak inni mają okazję poznac najbardziej upragnionych mieszkańców tej wody. Jedni potrzebują do tego dziesiątek dni nad wodą inni czasami „prawem frajera” mogą zaprzeczyć osiągając sukces przy pierwszym kontakcie, ale sukcesywne wyjazdy pokazują jak jest to woda chimeryczna i trudna do poskromienia. Nie wiem czy woda nie wybacza błędów, które są znane tylko jej.
Nie mogę się pogodzić z pewnym stwierdzeniem znanym w kulisach naszego środowiska, które przykryliśmy masą teori z krainy hitów i mitów jakim jest powiedzenie CZAS – MIEJSCE – KARTOFEL. Po prostu ciężko jest wodę poskromić i tyle. Mów do mnie brzydko !!!!!!
Słyszalem opowieści o wielu wyjazdach bez brania. Podziwiam, bo nie wiem czy bym to dźwignął. Przecież w ocenie wielu to jest ŁATWE. Dla mnie nie jest to łatwe, choć są sposoby, które pozwalają nam z większą szansą odbrać się do tych ryb, które po prostu po przynetę nie chcą się schylić. Obserwując wielkie ryby na echosondzie, poukładane jak ekskluzywne towary na półkach delikatesów nie dziwny jest fakt, że metoda ZIG RIG daje czasami wielki handicap do kontaktu z rybami. Poczyniłem pierwsze kroki do prób takiego łowienia, ale jak do tej pory byłem zbyt leniwy by to wdrożyć i bardziej skrupulatnie się tym zająć, więc na zakupach zestawów, lornetki się zakończyło, ale kiedys spróbuję sięgnąć po tą metodę by taka błagalna pozycja wyjściowa o poranku nie stała się zbyt częstą pozycją ropzoczynającą kolejny bezrybny dzień.
Ile zasiadek zrealizowałem na tej wodzie???? Jak opowiadam innym o swoich rozterkach mówią, że nie mam prawa być niezadowolony, 10 zasiadek – w porywach do 12 z czego większość na stanowiskach uważanych za słabsze, gdy dziś podejmowałem decyzję o wyjeździe za 2 dni, to rownież nie pomaga ale szansy nie odbiera. Kontakty z rybami miewam. Nawet raz udało się złowić kilka ryb jedynych w ciagu 2 dni na wodzie, ale jak widać trafiłem na warunki wybitnie sprzyjające, co pokazuje, ze trzeba jak wszędzie znaleźć sie w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, ale czy potrafimy z tym żyć ????
Ciężko…………….. choć lubię obserwować tą wodę nocą, wolałbym by noc i jej ciszę przerywał jazgot sygnalizatora a nie piękne jak na śródmiejskie łowisko widoki.
Wracając do najlepszej zasiadki, ta była efektem analizy. Pchający dość ciepłą wodę wiatr wiejący w kierunku pustego od tygodnia zakątka dawał szansę na łowienie. To musi się udać. telefon do Błażeja i pewne siebie stwierdzenia – TO MUSI SIĘ UDAĆ i się udało. Cykliczne brania, rosnąca waga ryb i troszkę czasu zabrakło a w raz z upływem czasu bije się z myślami dlaczego odpuściłem. Mogłem zostać jeszcze dwa dni – zwłaszcza, że ostatnia rybę złowiłem zwijając biwak. To był błąd. Prawdziwy namacalny błąd a na swoje usprawiedliwienie mogę tylko podać fakt, iż juz miałem dość tej listopadowej samotności, bo zasiadkę kończyłem w pojedynkę. Po prostu miałem dość, jednak było miło oczekiwać na powtarzające się brania, ze świadomością, ze cała woda przez 2 doby stała. Pytanie – SUKCES CZY PORAŻKA ???? – znów ryby nie te które by mnie satysfakcjonowały w 100%. Przepraszam ……….
Generalnie gdy tak przyglądam się temu materiałowi, powinienem być zadowolony i troszkę się karcę oraz leczę z tego pociagu za wielką rybą co nie znaczy, że odpuszczę. jeszcze nie raz spróbuję tam swoich sił i pewnie nie raz będę błądził emocjonalnie znosząc swoje niepowodzenia. Ciekaw jestem uczucia, które będzie mi towarzyszyło, gdy w końcu nadejdzie ten dzień upragnionego sukcesu. Jak on będzie smakował, czy będę w eufori skakał, czy znów polecą łzy jak przy pierwszej rybie 20+, gdy wykrzyczałem na całe łowisko CH** wam w D***, kierując te słowa do wszystkich, którzy mi źle życzyli, głosząc teorie o tym, że jak bym miał sukcesy, to bym o ptaszkach i kwiatkach nie pisał. A gówno prawda – lubię ptaszki……………….. kwiatki również 😉
Generalnie jestem wędkarsko spełniony i mam ku temu podstawy robiąc w życiu co robię, choć coraz częściej można to rozpisywać w charakterze czasu przeszłego, zestawiając wszystkie rzeczy i deklaracje z których się nie wycofuję. Wiem, że jeszcze nie raz zasiądę nad tą wodą walcząc ze swoimi słabościami, obserwując przyrodę i oczekując na możliwość zrobienia sobie pieknych zdjęć z rybami i otaczającą mnie przyrodą, bo zaczynam zauważać, jak szybko upływa czas i przemijaja chwile, które pewnego dnia staną się osadzone w czasie bardzo przeszłym, że ten widok listopadowego słońca wraz pięknem jesiennego krajobrazu będzie widokiem, który już nie będzie dane nam oglądać z „tej strony”
gdy ich Hol będziemy mogli zakończyć takim gestem zwycięstwa, stając się w dorosłym wieku choć na chwilę dzieckiem bez problemów, zmartwień itp – itd.
Chcę móc widzieć każdego z nas w takim geście zwycięstwa. Podobno otaczając sie szczęśliwymi ludxmi powinniśmy od nich troszkę czerpać pozytywnej energii, to macie. MIMO WSZYSTKO, mimo cały czas tej niesfinalizowanej pogoni za DOBRYM SUKCESEM jestem szczęśliwy, bo te rozważania to w bilansie zysków i strat to takie małe nic nie znaczące słabości.
Back The Primitive
Back The PrimitiveCelem wyprawy było jezioro, położone miedzy Paryżem a Le Mans, w pięknej dolinie rzeki Loire. Powierzchnia to około 15 hektarów głębokością wahającą się miedzy...
Zatoka marzeń
Zatoka marzeń Do napisania tego materiału zainspirował mnie ciekawy artykuł znaleziony na portalu „Sens Życia”. Portal ów również obudził we mnie chęć pisania, macie więc do...
Moje wędkarskie początki
Moje wędkarskie początkio wędkarskiej przygody zachęcił mnie tata .Było to 4 lata temu. Pamiętam dokładnie jeden z moich pierwszych wyjazdów. Było to stare dorzecze rzeki Warty w...
Schyłek lata z życiówką w tle
Schyłek lata z życiówką w tleSchyłek lata …………… najpiękniejszy czas na wspaniałe chwile nad wodą. Od kilku lat ta pora roku daje mi naprawdę wiele radości których doznaję na...
Jak zdjąć karpiowe fatum
Jak zdjąć karpiowe fatumPełni nadziei na duże ryby wybraliśmy się z Damianem na dwudniową zasiadkę. Jak dotychczas to mój najgorszy sezon w życiu i po ostatnich porażkach bardzo...
Tylko strach może unicestwić marzenie
Tylko strach może unicestwić marzenieCzym jest dla mnie łowienie karpi?…………………………….. Gdy kilka ładnych lat temu pierwszy raz poczułem na kiju pierwszą dużą rybę wiedziałem , że...
Rafik – Historia pasją pisana
Rafik – Historia pasją pisanaKiedy dokładnie to się zaczęło? Naprawdę nie wiem, ale zdaje się, że gdy miałem 7-8 lat. Na gliniance niedaleko mojego domu, kij leszczynowy, kawałek...