Dodatek Socjalny PFWK
Współpraca z PFWK to dla mnie przygoda życia. Pomimo trudów i chorób wieku młodzieńczego w czasach rodzącej się wedkarskiej demokracji każdej ze stron, doszliśmy do wspólnego mianownika, który stał się czymś, co we wspólnym działaniu łączy wiele nurtów, dzięki czemu możemy docierać tam, gdzie dla każdej ze stron to wciąż nowe, nieodkryte terytoria.
Nie jestem osobą łatwą we współpracy, ale przynajmniej nikt się przy mnie nie nudzi. Czasem trzeba było trochę cierpliwości, czasem kawy, a czasem nawet dyplomacji na poziomie ONZ, ale efekty, jak widać, mówią same za siebie. PFWK pokazało mi, że nawet z chaosu może powstać harmonia (oczywiście po trzech poprawkach i jednym spontanicznym spotkaniu o 23:47)
Pomimo mojego charakteru działań backfrontowych (czyli jak to niektórzy mówią, człowieka z cienia, który czasem w tym cieniu potrafi zrobić całkiem sporo zamieszania), cieszy mnie, że mogę pojawić się na tak mało oficjalnym spotkaniu.
W gronie osób, które od lat kształtują kierunek naszych działań, czuję się trochę jak uczeń wpuszczony na lekcję profesorów ( niech Wam bedzie miło : ), tylko że zamiast kredy i tablicy mamy pasję, anegdoty i historie z pola projektowego frontu. To dla mnie znak, że powoli dołączam do grupy ludzi, których szacunek środowiskowy od zawsze był dla mnie ważny, nawet jeśli czasem ten szacunek trzeba sobie było „wytańczyć” w rytmie własnych pomysłów i uporu współdzielonego z dużą dozą niechęci i zmęczenia moim charakterem 😉
No i cóż – jak na kogoś, kto zwykle działa zza kulis, muszę przyznać, że światło reflektorów bywa całkiem przyjemne… oczywiście pod warunkiem, że nie świeci prosto w oczy i że po wszystkim można znów wrócić do robienia tego, co naprawdę się liczy – roboty, która coś zmienia.
Oczywiście do dostojności prezesa mi daleko, ale przecież jestem młody – wszystko przede mną.
Oczywiście – nie ma o ludziach bez ludzi. Nakarmiono mnie, napojono, a przywitali mnie szefowie strzelińskiej gastronomii, składów materiałów budowlanych, deweloperzy, specjaliści od opieki nad naszym potomstwem, a także ci, którzy o swoich specjalnościach zawodowych mówić nie mogą (i pewnie dobrze, bo dzięki temu spotkanie nabrało nuty tajemniczości).
Nie zabrakło też opowieści o muchomorach czerwonych, po których prawdziwki przestały wydawać się aż tak kuszące. Było zacnie, treściwie i po prostu po ludzku dobrze. A że każdy z nas ma się czym pochwalić – czyli wyjątkowymi dokonaniami, pomysłami, czy życiowymi przygodami, to rozmowom końca nie było.
Mówią, że czas płynie szybciej w dobrym towarzystwie i chyba coś w tym jest, bo gdy słońce spotykało się z księżycem, oboje zdawali się już kompletnie stracić rachubę a na pierwszym zdjęciu dokłądnie widać, iż księżyc poległ 😉
Może lekko odbiegnę od głównego tematu (który zresztą rozwinie się szerzej w filmie), ale chciałbym zasypać Was małą fotogalerią, taką, która może trochę „wypłaszczy” moje wcześniejsze blablanie o sobie i innych.
Bo czym byłoby nasze wędkarstwo karpiowe bez możliwości zatrzymania tych chwil w kadrze? Migawka aparatu to już dziś nie tylko technika ale małe wehikuły wspomnień. Nawet jeśli coraz częściej te migawki kryją się w obiektywach smartfonów, to wciąż chodzi o jedno: o chęć zobaczenia, usłyszenia i zrobienia czegoś z sercem, a nie tylko poprawnie.
Mimo wszystko przekornie wciąż uważam, że telefon służy głównie do dzwonienia. Dlatego mam taki model, że gdy upadnie, największym problemem jest to, że trzeba się po niego schylić.
Obiecane zdjęcia – na dobry początek.
Jak to prezes powiedział „co by to była za zasiadka bez ryb?”
No i cóż… nie była! Ryby zostały złowione, złapane, udokumentowane i, co najważniejsze, przeżyły swoje pięć minut sławy przed obiektywem. W końcu nie po to PFWK buduje monumentalne łowiska, żeby karpie chodziły spać spokojnie.
Zasiadka osób tak blisko związanych z działaniami federacji miała w sobie wszystko: emocje, rywalizację, filozoficzne rozmowy
o sensie życia i naszych działań i kilka momentów, w których zastanawialiśmy się, czy przypadkiem nie łowimy w trybie „demo”. Ale nie! Sprzęt działał, ryby współpracowały, a atmosfera była tak dobra, że nawet komary przestawały kąsać z szacunku.
Uffff… łatwo nie było – jak zwykle, gdy każdy ma teorię na temat idealnego smaku kulki proteinowej, i potrzebie by była ze złota,
a rzeczywistość i tak pisze własny scenariusz. Kulisy, jak zawsze, zobaczycie w filmie – tam wszystko wychodzi jeszcze lepiej
(i bardziej heroicznie) niż w rzeczywistości.
A kilka zdjęć już teraz – ku chwale ryb, ludzi i tej przedziwnej pasji, dzięki której nie trzeba złowić szczupaka, żeby poczuć się królem wody.
Tak więc… ryby były, emocje też, a sprzęt, krążą legendy, iż przynajmniej w połowie przypadków wrócił cały. 😅
Było trochę potu, sporo śmiechu i jeszcze więcej historii, które w żaden sposób nie nadają się do oficjalnych raportów. Ale właśnie dlatego powstał film żebyście mogli zobaczyć, jak wygląda wędkarstwo, gdy zamiast ciszy nad wodą słychać śmiech, rozmowy i dźwięk sygnałka – także zaparzcie kawę, usiądźcie wygodnie i zobaczcie sami – PFWK od kuchni (i od brzegu) już wkrótce na ekranach, czyli tam, gdzie wędkarstwo spotyka się z życiem.
Niebawem również film ELredaktore Backstage Crew, który po filmie głównym z finału PCM2025 zobrazuje ” jak do tego doszło – WIEM 🙂
Zasiadka w barwach jesieni
Zasiadka w barwach jesieniPojawiające się na drzewach liście w kolorze złocistym są nieodzownym elementem końca lata i początku nadchodzącej szybkim krokiem jesieni. Dla...
O dwóch takich co się na karpie wybrało
O dwóch takich co się na karpie wybrałoDaleko, daleko za siedmioma morzami, siedmioma górami w wielkim ciemnym lesie było małe jeziorko. Starzy ludzie powiadali, że kiedyś dawno...
Z pamiętnika pasjonata
Z pamiętnika pasjonataSwoją przygodę z łowieniem metodą włosową oraz według zasady 'złów i wypuść 'zacząłem w maju 2009 r . Wtedy to pojechałem wraz z bratem oraz kuzynem nad...
Goplanica karpiowym rajem ????
Goplanica karpiowym rajem ???? Tytułem wstępu odpowiemy na pytanie zawarte w nazwie tematu. Dlaczego przyrównujemy akurat to łowisko do raju?? – odpowiedź jest bardzo prosta –...