Echa nad Jeziorem Białym – Adrian Błaszczyk
„Czas nie zawsze przemija w jednakowym rytmie. To my decydujemy o rytmie czasu.”
Tysiące obrazów przewija się przed mymi oczyma, które mimo iż otwarte zdają się być bardziej furtką do teleportacji niż narządem wzroku. Niektóre z nich bardzo świeże i wyraźne, inne z kolei jak za mgiełką czasu , pozbawione kolorów. Nigdy nie miałem na nie wpływu, to nie seans na którym można wcisnąć pauzę.
Często wywołane drobiazgiem, ot wysoko kolebiącymi się źdźbłami późno czerwcowych traw, czy pozbawionym kolorów i cieni zarysem horyzontu w gasnącym świetle zachodzącego słońca, jakże podobnym do tego z przed lat.
„Wędrowiec na chwilę zatrzymał się spotykając gdzieś na rozstaju dróg swoje wspomnienia. Jak niemy film, wraz z uchwyconymi przepięknymi kadrami zagłębił się w swe ulotne marzenia które przybrały formę sytuacji jak by znanych. Deja Vu??? czy tak silne pragnienia z dzieciństwa które chyba nie do końca przeminęło , właśnie teraz dopełniają dzieła chwil bezpowrotnie straconych???”
Przychodzą i odchodzą. Czasami udaje się na chwile zwolnic, lecz nigdy zatrzymać na tak długo jakbym tego chciał. To wspomnienia , które niczym echa odbite od najdalszych krańców podświadomości przywołane na moment, sprawiają iż załamuje się czas.
Wiem to niemożliwe……, ale przymykam oczy i widzę kaszubska polane bezpośrednio sąsiadującą z głębokim krystalicznie czystym polodowcowym jeziorem. Czuje ten zapach, słyszę szum wiatru i mam ochotę na chwile przycupnąć, odpocząć i się temu poddać. Szybko otwieram oczy i idę dalej, znajome wizje znów spowiła mgła, cóż to tylko echa..
Echa czasu to chyba główny powód dla którego wróciłem nad te wodę, bo jeśli chodzi o ryby, a w szczególności karpia to kierując się tylko i wyłącznie chęcią dokonania czegoś wielkiego na płaszczyźnie wędkarskich sukcesów, musiałbym szukać gdzie indziej.
Znowu podążam ścieżką na której ocieram się o cienie wspomnień. Mam ochotę się zatrzymać na dłużej, lecz tego nie robię. Spoglądam w górę i oślepiający wręcz blask światła, przenikający przez korony drzew, skutecznie rozwiewa echa i uświadamia mi ze jestem na mojej ścieżce, z wyboru której jestem już co najmniej zadowolony, a bywało z tym rożnie.
Jak każdy z nas podjąłem się wędrówki w poszukiwaniu własnych marzeń i ideałów, często zbaczając z obranej ścieżki, czy nawet wkraczając na inne, otwierające nowe horyzonty czy wreszcie takie pozwalające zrozumieć samego siebie.
Zrozumieć , zaakceptować czy czasem spojrzeć na własny cień z dystansem, tylko takie spojrzenie potrafi często wytłumaczyć bardzo wiele. Po latach wędrówki i nieustannych próbach sięgnięcia po marzenia, zatrzymania czasu czy mozolnym wyłapywaniu ”Ech”, zaczyna do mnie docierać, ze tak naprawdę wszystko to czego szukam mogę mieć w sumie na wyciagnięcie ręki. Mimo to wędrówka trwa dalej, a na mapce życia ścieżek przybywa. Taki już widać mój los, z którym to nie zamierzam już toczyć zaciętej walki.
Realne myśli w połączeniu z jeszcze świeżymi snami o „potworach” wygrywają. Idę dalej, uświadamiam sobie ze przyjechałem tu nie tylko spacerować, marzyć i wspominać. Przyjechałem też znowu zapolować. Na „Echa” przyjdzie jeszcze czas podczas zasiadki, w końcu tu o nie nie trudno. Teraz najważniejsze by jak najszybciej rozpocząć łowy. Miejsce już wytypowane, po dopchaniu tam wózka pozostanie tylko zastawić sidła i zająć się schronieniem.
Z pozoru zwykły wędkarski namiot znowu na kilka dni, niczym sanktuarium czasu stanie się miejscem często odwiedzanym przez „Echa”.
” Rodzinny dom …………….. dorastając wędrowiec popełnił wiele błędów które w pryzmacie czasu można naprawić, lecz niestety tylko na papierze. Gdyby ten papier w swojej interaktywności pozwolił cofnąć czas. Gdyby tylko jeden raz można by wykorzystać czasoprzestrzeń do próby zmiany kilku najważniejszych wątków życia . Co by zmienił??? Jawa to czy sen?? Wydaje się , że mimo wszystko kompilacja życiowych wydarzeń zaprowadziła go w miejsce prawie idealne, gdzie nawet deszcz stał się jego przyjacielem który swym delikatnym, stłumionym dźwiękiem wielokrotnie kołysał go do snu”
Zanim tam dotrę rzucam jeszcze wiele spojrzeń na otaczający mnie świat. Świat przyrody, tak dziś głodny miłości i szacunku. Czasem zastanawiam się dlaczego tak go sobie umiłowałem i stał się nierozerwalną częścią wędkarstwa w moim wydaniu ?
..Może i dlatego ,że w odróżnieniu ode mnie nigdy nie traci wiary w swą misję? Pewnie nie zadaje takich pytań, nie jest też w stanie udzielić mi w miarę jednoznacznej odpowiedzi, przez co wypełnia jakiś nieznany mi bliżej plan, w którym ze słowem autodestrukcja niestety kojarzony mogę być tylko ja i mi podobni.
Dyktowany niewytłumaczalną złożonością i prostotą zarazem, sprawia iż w takich właśnie miejscach choć na chwile można poczuć się jego nierozerwalna częścią, a to jedna z rzeczy której szukam niczym skarbu
.Można tam znaleźć ukojenie i spokój, a w poszukiwaniu sensu istnienia, przez co niektórych „Sensem Życia” zwanym, udać się się naprawdę daleko. Cofnąć się w czasie, spróbować go zatrzymać czy wyprzedzić teraźniejszość na ścieżce marzeń.
Powyższe myśli w połączeniu z nieustannym oczekiwaniem na ten jeden moment, który to może być momentem życia, tworzą idealny dla mnie obraz samotnej karpiowej zasiadki. Zatrzymałem się chwile nad poniższym obrazkiem i do głowy wdziera się tylko jedno słowo, jakim jest NADZIEJA..
Kolejny zmrok otula otaczającą mnie rzeczywistość , a nadzieja staje się jedynym światłem. Jestem od tego uzależniony i nie wyobrażam sobie bez tego życia. Ta chwila trwa czasem godzinę, a czasem kilka. Siedzę tam sam, wpatrując się w martwe sygnalizatory, na zmianę rzucając spojrzenia na mrok.
Obrazy w psychice nie stanowiące linearnej kolei rzeczy, lecz przyjmujące charakter symboliczny, swego rodzaju misterium. One tez nierozerwalnie kojarzone z nadzieją towarzyszą każdej nocy nad wodą, gdy siedzę przy wędkach jak i w postaci odbitych „Ech” gdy zamykam oczy wtulając się w śpiwór.
Zgoła odmienne i tryskające trzeźwością poranki, w których dociera do mnie ze to właśnie kolejna „chwila ta, która znowu nie nadeszła.”. Pozostaje jeszcze nadzieja i dodaje sił w starciu z ciszą.
” Pierwsze promienie wybudziły wędrowca ze snu. Przez lekko niedomkniętą kurtynę swego nadwodnego domostwa rzucił tylko okiem na wodę czy czasem nie został pozbawiony tego, co mrok mu kilka godzin temu przysłonił. Gdy zapadał zmrok na brzegu zostawił marzenia a świt mu je zabrał zostawiając wyłącznie coś co się zowie nadzieją. Być może jest to nadzieja na lepsze jutro a już na pewno coś daje siłę do tego ,by nie zawracać”
Budzący się do życia świat łagodzi gorycz i uświadamia mi, ze fakt jestem na polowaniu, ale to nie tylko po to tu znowu trafiłem. Znowu mam szanse na chwile stać się częścią tego co kocham i poczuć bliskość mojego niczym niezmąconego świata i choć to tylko iluzja, bo przecież wykreowana przeze mnie i mi podobnych, to daje namiastkę moich marzeń i obiektów stanowiących cel ciągłych poszukiwań. Nawet nie muszę przymykać oczu by poczuć ze nie jestem tam sam, pomimo iż to kolejna samotna zasiadka…
Jezioro Białe. choć jego prawdziwa nazwa to „Notfhield White Lake”. Woda klubowa, gdzie wykupuję pozwolenie raz na rok i mogę na niej być stosunkowo często, nie zaprzątając sobie głowy zbędnymi formalnościami i dodatkowymi kosztami. Nie jest to może wymarzone miejsce i jeśli chodzi o ryby, a w szczególności karpia , ale los sprawił, że związałem się z nim na dłużej. Stało się też tak pewnie za sprawą tytułowych „Ech Czasu”, gdyż miejsce przywołuje wiele wspomnień sprzed lat jak i też pewnie dlatego że przypomina mi trochę pewne pomorskie jezioro.
Czas leci i przybywa wspomnień. Niektóre z nich już konkretnie z nad tego zbiornika, jak chociażby pierwszy angielski „dwudziestofunciak”. Minęło już sześć lat, a wspomnienie ciągle żywe, być może dlatego, że na polowaniu na tą zdobycz zeszło mi trochę czasu i nie było mi łatwo..
Być może dlatego że była też pewnym krokiem na drodze mojej wędkarskiej ewolucji. Jezioro Białe pokazało mi co to długotrwały smak porażki, ale pokazało też jak ogromne może być wędkarskie spełnienie. To tam angielskie karpiowanie w swej nie komercyjnej odsłonie odkryło przede mną swe karty, razem ze swoimi zaletami i wadami. Podzielone są zdania w tym temacie, którego nie mam zamiaru w sumie tutaj poruszać. Niektórzy mawiają, że to można kochać , albo nienawidzić. Jeden z przyjaciół zwykł mawiać ,że jest to po prostu chore. Każdy ma po części rację, a ja jestem w tej materii gdzieś po środku..
Na moje szczęście woda ta to nie tylko karp i w określonych porach sezonu potrafi wzbogacić o kilka miłych wspomnień z innych aspektów wędkarstwa, jak chociażby te.
Wąsate też są i o dziwo osiągają znaczne rozmiary jak na wyspiarskie oczywiście. Tego lata stoczyłem trzy potyczki z tym przeciwnikiem i niestety po trzykroć przegrałem. Wiem że w dwóch przypadkach była to ta sama ryba, wiem gdzie ją trafić, ale szanse na wygraną w okolicy tego miejsca są znikome. Kto wie może jeszcze kiedyś na niego zapoluję i zagości w jednej z odsłon tej części pamiętnika z czasem stając się nawiedzającym mnie „Echem”.
Jest też kilka innych gatunków okresowo mnie interesujących, ale o tym w kolejnych częściach materiału. Materiału którego odsłony poświecę tylko i wyłącznie na ten zbiornik.
Na temat samego zbiornika słów kilka. Rozpocznę może od widoku z lotu ptaka, a dokładnie Myszołowa, czasem zataczającego kręgi nad kompleksem jezior położonego na granicy Narodowego Parku Krajobrazowego New Forest. Kilka ze zbiorników należy do klubu, reszta to wody prywatne i syndykaty z mocno ograniczonym dostępem. W samym sercu kompleksu usytuowane jest Jezioro Rockford. Typowy angielski „Big Pit”, woda przyprawiająca angielskich karpiarzy o ciarki na plecach. Mówi się że kolejny wyspiarski rekord padnie właśnie tam. Zatrzymam się tu na chwilę, bo wszystko wskazuje na to, że woda ta będzie moim kolejnym przystankiem.
Od marca tego roku zbiornik wszedł na listę łowisk klubowych i mogę tam śmiało zasiadać. Eh.marzenia o syndykacie stały się namacalne i w zasięgu ręki, można powiedzieć , że same przyszły do mnie, no ale nie tak hop, ten sezon to istne wariactwo. Jak dla mnie za duży ruch i zbyt wielu ludzi podobnych do mnie. Minie sezon czy dwa i trochę się zacznie wykruszać, to naturalna kolej rzeczy i to nie tylko moja opinia. Poczekam i w międzyczasie dojrzeję, bo do tej wody trzeba dojrzeć, trzeba ja wpisać w swój scenariusz z wszystkimi za i przeciw..
„Zamyślił się ponownie. Pogoń za czymś wyjątkowym zawsze była dla niego celem nadrzędnym. Jedyne co się zmieniło to z bardzo ekspresyjnych zachowań jego żądze stały się jak by troszkę bardziej stonowane. Życie ucieka, i zdaje sobie sprawę , że nie ma czasu na błędy które znów przez lata będą pewne dążenia najzwyczajniej w świecie wykluczać. To chyba są te chwile na które ciężko ostatnimi czasy pracował”
Chyba nie ma karpiarza w Anglii, który by nie słyszał o Single Scale- królowej Rockford, Mało też jest takich którzy by o o takim trofeum nie marzyło. Pomijając już fakt, że woda jest bardzo trudna technicznie, podobnie jak na wszystkich klubowych jeziorach, tak i na tym nie można używać żadnych środków pływających. Zbiornik jest spory i zarośnięty i jest to typowy „low stock”, bo ma taki być. Misternie zaplanowany i kontrolowany przez SSSI Natural England- łamacz najtwardszych „karpiowników”, tam można stracić nadzieje i wiarę, ale można też uświadczyć spełnienia życia. Sezon czy dwa bez ryby to normalka, gdzie pisząc sezon mam na myśli prawie każdy wolny dzień w roku.
Wracajmy jednak do tematu i nad Jezioro Białe, bo to jemu poświęcony miał być niniejszy materiał, a z Rockford może kiedyś zawieje echem to skrobnę coś gdzie indziej..
W sumie co tu dużo pisać? Powierzchnia to 25 akrów w dość ciekawym zarysie z półwyspem którego podtopiona cześć stanowi już wyspę, o głębokości do 14-stu stop. Jest to bardzo stare wyrobisko po żwirowe zasilane strumieniem. Południowa i wschodnia ściana tworząca literę L to brzegi nieudostępnione do wędkowania, co tworzy „bezpieczna strefę” dla ryb, w okolicy której chcąc łowić trzeba się liczyć z celnym rzucaniem na ok 160 metrów.
To bardzo dobre miejsce przez cały rok i przypominające trochę europejską odsłonę karpiarstwa, czyli obozowisko , kilka kilo spodmixu czy kulek i czekamy. Taktyka ta zdaje się działać najlepiej właśnie tam, w innych miejscach zbiornika zasypanie nawet książkowej miejscówki nie gwarantuje sukcesu. To jednak tylko kilka miejscówek i z reguły w sezonie są ciągle zajęte. Cypel z kolei daje doskonale możliwości do stalkowania, ale łowić zeń można tylko w dzień. Reszta zbiornika to właściwie trzy zatoki i część środkowa z podłużną wysepka. W tym sezonie miesiące ciepłe poświęcam na „skradanki” we wschodniej zatoce. Przytulne miejscówki z uwagi na fakt ze położone najdalej od parkingów przeważnie czekają na mnie wolne. Trochę trzeba wózek popchać ale co tam, czego się nie robi dla świętego spokoju i szansy na udane polowanie. Zatoka korzystna latem szczególnie przy północnych i zachodnich wiatrach. Na jesień wracam do stanowisk rzutowych, bo w zimniejszych porach szanse na reszcie wody maleją drastycznie.
Pisząc o tej wodzie nie mogę pominąć ważnej dość kwestii, do której już przywykłem ale ze zrozumieniem bywało rożnie. Zbiornik z reguły oblegany jest przez grono tych samych osób i przez lata poza klubowym regulaminem ukształtowały się reguły obowiązujące na większości miejscówek. Coś a’la karpiowy savoir-vivre, pielęgnowany i przestrzegany przez każdego bywalca. Sytuacja z jaką spotkałem się na kilku angielskich wodach. cóż, jakoś problemy wynikające z silnej presji trzeba rozwiązać, a dość prosty regulamin nie ze wszystkim sobie radzi więc karpiarze biorą sprawy w swoje ręce.
Co do rybostanu to jeśli chodzi o karpie dość sensownie zarybione i utrzymane w konwencji „old school”, czyli trzeba poświęcić trochę czasu. Piętnaście z tych ryb to ryby przeszło trzydziestoletnie osiągające do 38 funtów. To o jednej z nich śnię ja i mi podobni.
Nigdy nie wiadomo ? Może w tym sezonie?
Reszta gatunków mnie interesujących to Lin do 11-stu funtów, mniej interesujące spore leszcze i trochę ogromnych szczupaków, które padają z rzadka. Widziałem jednego grubo ponad metr, co za ryba ! Dorzucić trzeba tez Suma, o którym czasem myślę, a czuje się on w zbiorniku świetnie i są już sztuki powyżej 50-ciu funtów.
Daruje sobie tez próbę zaszufladkowania tego miejsca. Nie będę pisał że woda jest trudna, bo to pojęcie bardzo względne, nie będę pisał że dzika, bo do tego z kolei jeśli chodzi o karpiarstwo podchodzę z dużym dystansem.. To po prostu angielska woda klubowa ukierunkowana w jakimś mniej lub bardziej mi leżącym stopniu, pod łowców karpi.
To chyba tyle słowem wstępu jeśli chodzi o „Echa” i Jezioro Białe. Nie jest to moja woda marzeń, ani rajem na wyłączność, nie jest tez jedynym miejscem nad którym lubię zasiadać. Woda ta ma coś w sobie i okresowo będę do niej wracał przez lata. Nawet jak już co niektórzy z jej mieszkańców będący swego rodzaju wyzwaniem. wyzwaniem być przestaną? Właściwie to nie wiem ? Być może wtedy same „Echa” będą wystarczającym bodźcem do zasiadki raz na jakiś czas, kto to wie ? Od poniższego kadru minęło już sześć lat i po kilku latach nieobecności na tej wodzie ciągle siadam tam z przyjemnością. Pewnie to” Echa” o których pisałem wcześniej ale tez fakt , ze woda pomimo zdobywanej na jej temat wiedzy i poświęconego czasu daleka jest jeszcze do pełnego rozklepania, o ile takie w ogóle możliwe jest w stu procentach, zwłaszcza w tym wypadku? Podtrzymuje to natomiast doskonale kondycje „snów o potworach”, dość ważnego dla mnie elementu i masę potwora wypiera w sumie jego wiek…, do tego łowienie karpii nie ograniczające się tylko i wyłącznie do przyzwyczajenia ich do pobierania pokarmu w określonym miejscu, bo to z kolei tam niemożliwe, przysparza wiele radości i pozwala lepiej je zrozumieć .
” Wędrowiec znalazł bardzo subtelny przystanek na swojej życiowej ścieżce. Wielu by oddało wszystko by coś takiego mieć w zasięgu ręki. Paradoksalnie kilka życiowych zakrętów zaprowadziło go w miejsca o których poszukiwacze szczęścia z wyrachowaniem marzą – proza życia którą zaczął wybitnie szanować……… i z pewnością szacunek ten zaowocuje czymś co sprawi , że świat nawet w chwilach szarości stanie się barwniejszy.”
Dość obszerny wstęp , w którym starałem się chyba odpowiedzieć sam sobie na pewne pytanie które swego czasu mnie dość często nawiedzało. Dlaczego ja tam w sumie spędzam tyle czasu, w którym to powinienem może łowić dużo więcej ryb gdzie indziej ?
Sumując rzucę kilka sucho pewnie brzmiących słów, w które to sam uwierzyłem po latach. Dla mnie o udanej zasiadce nie decyduje ilość złowionych ryb czy ich masa, przynajmniej nie tylko te kryteria. Wędkarstwo to nie tylko ryby. Jest to tez po części powód dla którego stałem się karpiarzem, człowiekiem który silą rzeczy spędza wiele dni w roku na lonie natury i robi to z wielka przyjemnością. swego rodzaju myśliwym, który lubi oddać się polowaniu i nie stroni od wyzwań.
W kolejnych odsłonach postaram się upamiętnić kilka wędkarskich chwil, które czasem nadchodzą..
Nasz pierwszy artykuł
Nasz pierwszy artykułKiedyś zadawałem sobie pytanie dlaczego ludzie boją się pisać. Przecież nie dlatego, że nie mają o czym. Każdy z nas przeżywa coś niesamowitego nad wodą....
Oszukać przeznaczenie
Oszukać PrzeznaczenieCzy czasem ludzkość nie wymyśliła „Przeznaczenia ” w obawie”, iż będą musieli żyć z przeświadczeniem , iż ich losem rządzi przypadek?? . Analogicznie , jak...
Skazany na zasiadkę
Skazany na zasiadkęNazywam się Daniel Kruszyna, mam 37 lat – jestem uzależniony.Dziwna to choroba. Nigdzie nie sklasyfikowana, nie widniejąca w międzynarodowym spisie chorób...
Złota Kulka
Złota Kulka Za oknem prawdziwa wiosna , w sercu wszystko pokrywa się pięknym złotym kolorem poranka, który przez ostatnie miesiące był tylko w naszej wyobraźni, a teraz mamy go...
PROLOG – Sensowny kącik
Prolog - Sensowny Kącik Sensowny Kącik – z czym to ugryźć? – najlepiej z samym sobą, bo nikt , nawet o największych możliwościach dotarcia do naszej psychiki nie zmusi nas do...
W pętli Czasu…………”Machina”
W pętli Czasu - ”Machina”Z racji, że w tym roku mało czasu spędzam nad wodą nie za bardzo wiem o czym chcę napisać. Szukam cały czas w głowie pomysłu, ale jakoś mozolnie mi to...
Młodość w szponach Machiny ………
Młodość w szponach Miachiny .........Adrian Zgórski – ofiara czy pierwszy uważny uczeń „Sensu życia” ? Generalnie nie wydaje mi się by nasz portal kogoś kiedyś skrzywdził. Poza...