Moje „Rianbow”
Już dawno miałem napisać o tym łowisku, niestety chroniczny brak czasu skutkował brakiem choćby jednego wersu, który na szczęście kiełkował w podświadomości, rysując potrzebę stworzenia bardziej namacalnego obrazu. Obrazu miejsca wyjątkowego. Teraz jestem w KARPIOWYM RAJU kolejny raz, mogąc nareszcie się nad tym skupić, choć i to staje się trudne, gdyż cały czas próbuję wchłonąć jak najwięcej z tego co mnie otacza.
Chciałbym przelać na papier wrażenia które mi towarzyszą gdy się tu wybieram, oraz podzielić się z wami uczuciami, które będąc tutaj potęgują się do niezliczonej ich wartości. Czy to może się udać ??? Czy uda się przelać na wirtualny papier doznania z miejsca, gdzie marzenia ścierają się z tym co jakimś cudem stało się realne???
Cała otoczka tej wody, wyobrażenia o niej ,komentarze zawarte na różnych forach, w artykułach, filmach które oczywiście zgłębiłem przed przyjazdem niestety nijak mają się do tego jak ją odebrałem i jakie na mnie wrażenie wywarła gdy zobaczyłem ją pierwszy raz. Chyba każdy swój pierwszy raz z tą wodą przeżywa inaczej, a już na pewno ten pierwszy obraz towarzyszy mu na zawsze – stając się cichym partnerem każdego późniejszego pobytu.
Śmiało mogę powiedzieć, że zakochałem się od pierwszego wejrzenia, pokochałem to miejsce z całym jego zapleczem, niebywałą historią i niesamowitymi ludźmi którzy odwiedzają to miejsce, nie zapominając o legendarnych rybach, które są magicznym dopełnieniem tej wody. Muszę tu podziękować Krzyśkowi Charmuszko, bo to dzięki niemu spełniły się moje marzenia. Jechałem tu z duszą na ramieniu, właściwie leciałem, bo tak pierwszy raz udało mi się tu trafić. Samolotem z Londynu do Bordeaux w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Wariat ? Tak, szczerze się do tego przyznaję, to było zwariowane i pociągnęło za sobą ogromne zmiany w moimi prywatnym życiu, ale jak bym miał zrobić to jeszcze raz nie zawahał bym się nawet chwili. Jednak to już temat na zupełnie inne opowiadanie, jak kiedyś spotkacie mnie nad wodą to pogawędzimy.
Emocje które mi towarzyszyły, jak już wiedziałem, że jadę były nie do opisania – nie wiem nawet do czego porównać. Hmmmmmmm ? Sex z przepiękną, ukochaną kobietą w swej mistycznej podniosłości, połączony z zawałem serca objawiającym się uciskiem i promieniowaniem do całego ciała, okraszony dozą niepewności czy dam radę, czy się odnajdę ,czy spełnią się moje oczekiwania, a wszystko narastające z każdą sekundą przybliżającą mnie do celu. Krok po kroku, od marzeń do ich spełnienia, od wyobrażeń do tego co staje się faktem, by na szczycie tej lawiny doznań dostrzec siebie – TAK TO JA.
Francja nie była mi obca gdyż już kilka razy zapuszczałem się w te rejony poszukując wielkich karpi. Jedziemy z lotniska, chłopaki byli już na miejscu od kilku dni a ich wyczyny jeszcze bardziej doprowadzały mnie do skraju szaleństwa. Ciężko było zebrać myśli a dodatkowej pikanterii dodawał fakt , iż usiądę na stanowisku 19. Miejsce legenda ,wiele rekordów świata pochodziło właśnie z tego stanowiska. Wyobrażenia które stały się czymś coraz bardziej realnym chciały mi rozwalić głowę choć jestem przyzwyczajony do życia na wysokich obrotach. To wszystko naprawdę zaczęło do mnie docierać w tak niesamowitym tempie, że nie mogłem sobie tego poukładać. Jak klatki kalejdoskopu przypominam sobie wszystkie opowiadania które zaczęły jak by odżywać. Te wszystkie opowieści własnie teraz mogłem zweryfikować, poczuć na własnej skórze i właściwie muszę tu wam zdradzić pewną moją tajemnicę. Własnie dla takich chwil żyję i takie chwile są spełnieniem moich marzeń które zawsze pragnę realizować, a już w przeciwieństwie do wielu nie wystarczy mi bym je wyłącznie miał.
W głowie tajfun doznań i pytania jak można wypowiadać się negatywnie o tej wodzie???? Gdyby każdy z tych malkontentów miał opisać , narysować swoją wodę marzeń wyglądała by własnie tak – jak ja ją teraz widzę. Skąd tyle zawiści , zwłaszcza u osób którzy tutaj nigdy nie byli ????? Skąd to odgórne zakładanie , że coś jest złe – gdy się tego nawet nie dotknęło??? Że coś z jakiś wyimaginowanych przyczyn zostaje przez wielu skreślone??? Dla mnie wręcz przeciwnie, miejsce przerosło wszystkie moje oczekiwania i najskrytsze wyobrażenia o RAJU. Pierwsze chwile zapierały mi dech w piersi i zapamiętam je na całe życie, bo to właśnie jest według mnie jego sens. SENS ŻYCIA.
Woda, co to na pierwszy rzut oko było widać, bardzo mocno odbiegała od ogólnego obrazu łowisk karpiowych na których bywałem.
Setki wysepek i ich skrawków wystających z wody w połączeniu z dziesiątkami powalonych drzew wyglądały jak by o tym kawałku ziemi zapomniano na tysiące lat, a wszystko tu zostało pozostawione naturze, która stworzyła niezliczoną ilość kryjówek dla ryb.
Sama technika łowienia w aspekcie tej niebywałej różnorodności linii brzegowych powoduje, że musimy zapomnieć o wszystkim czego do tej pory się nauczyliśmy o miejscach żerowania karpi. Wiele lat w jednej chwili cofa się do początku. Prawdziwy Karpiowy Reset Time.
Jak wielu wie, łowisko powstało na bazie miejsca z którego wydobywano torf. Zgłębiłem się w ten temat tylko po to żeby zrozumieć logikę tego co tu jest pod lustrem wody. Wybierając torf pozostawiono w ziemi niezliczoną ilość kanałów a ich głębokość była pokierowana głębokością złoża torfu.Mamy tu cały arsenał „zakamarków” , od kanałów 2-3 metrowych do 6-7 metrowych wąwozów gdzie między nimi znajdują się wypłycenia dochodzące do kilkunastu centymetrów, bądź wręcz pokładów torfowych, wystających nad wodę. Te kanały to drogi którymi podróżują karpie. Odgadnięcie planu tego labiryntu i ewentualnych niuansów które mogą mieć wpływa na zachowanie ryb pod wodą mocno przybliży nas do sukcesu. Często na wielu stanowiskach kilka metrów od brzegu pod samymi nogami mogą przepływać najstarsi mieszkańcy tej wody, co też trzeba rozważyć w swoich planach działań, co powoduje , iż przebywanie na miejscówkach to czasami walka z samym sobą by ciszą scalić się z tym co nas otacza.
Różnorodność miejscówek , ich ogrom w swej nieziemskiej wręcz atrakcyjności, zważywszy iż mamy do dyspozycji 4 wędki powoduje , że musimy wręcz z dokładnością snajperskiego strzału wytypować miejscówki właściwe. Przeświadczenie, iż zrobiliśmy coś nie tak zakłóca nawet najtwardszy sen – a wygrywają zawsze najwięksi wojownicy, wierzący w swoją intuicję.
Każde ze stanowisk ma swoje tzw.gorące miejsca, które przynoszą duże ryby, mają one swoje nazwy ,choć nawet one ich nie gwarantują.
Tutaj musimy włączyć nasze dodatkowe zmysły, żeby podpowiedziały gdzie w danej chwili będzie najlepiej postawić nasze zestawy żeby móc spotkać się z mieszkańcami tej wody.
—————————————————————————————————-
Przytoczę tu wam anegdotę która ostatnio słyszałem.
Dwóch znanych w naszym światku znakomitych karpiarzy, stałych bywalców tej wody rozmawia prze telefon.
Rozmowa ta ma na celu ustalenie najlepszych miejsc do położenia zestawów.
Ten który jest nad wodą zadaje pytanie – „gdzie?”
Na to dostaje w odpowiedzi również pytanie, co widzi przed sobą – pada odpowiedz ”WIDZĘ RAINBOW”
Z drugiej strony słuchawki , A JA WIDZĘ OGRÓDEK MOJEJ SĄSIADKI, jak mam ci pomóc nie widząc i nie będąc nad wodą.
Pokazuje to , iż wyłącznie myślenie nad wodą, w oparciu o wiele czynników jest kluczem do osiągnięcia wymarzonych sukcesów.
Zatem i ja zasiadam po raz pierwszy nad tą magiczną wodą, dostaję namiary, pływam z doświadczonym Krzyśkiem i stawiamy markery wprowadzając mnie w stan lekkiego zdziwienia gdyż dla mnie jest to na tą chwilę wielce niezrozumiałe dlaczego „tu a nie tu”. Krzysiek próbuje mi to wytłumaczyć, a słowa jego stają się niesamowitym ułatwieniem w rozgryzieniu tej legendarnej miejscówki. Zdaje się praktycznie na niego, tak naprawdę pakując moją iluzoryczną, zaczerpniętą z „sieci” wiedzę o tym łowisku razem z ogółem podstaw o typowaniu miejscówek do kosza.
Wędki w wodzie, nie wiem jak wam to opisać ,zostałem sam na stanowisku, natura, jej odgłosy i tak naprawdę cisza tu panująca połączona z oczekiwaniem na chwile kiedy sygnalizator ożyje i rozlegnie się jazgot szpuli kołowrotka. Paradoksalnie, to wszystko wywołało u mnie strach, połączony z podnieceniem , slajdem miliona myśli co będzie i jak to rozegram gdy nadejdzie ta chwila w której będę musiał powalczyć z dinozaurami tej wody?
Jedną z żelaznych zasad na tym łowisku jest minimalizowanie wywózek, a zestawy kładziemy do wody na kilka dni by w jak najmniejszym stopniu ingerować w majestatyczny spokój który tu panuje. Później równie majestatyczne oczekiwanie na tą magiczną chwilę , gdy szczytówka się ugina, a ciszę w raju zakłóca metaliczny dźwięk obracającej się szpuli kołowrotka.
Byłem nastawiony na walkę o chociaz jedno branie ale los jednak chciał inaczej i dość szybko przyszło spełnienie. Jest pierwsze branie – odcięcie, wszystko przyśpiesza i zwalnia – czas się na chwilę zatrzymuje by nagle zapomnieć o wszystkim co jeszcze kilka chwil temu rosło do rangi problemu. Dzieje się wszystko jakoś automatycznie, pierwsza ryba może nie ogromna ale nabieram pewności siebie. W jednej chwili z radością dociera do mnie fakt , że teraz już może być tylko lepiej i tak też się z czasem staje. Kolejne ryby kładziemy na macie. Nie powiem, że wszystko przychodzi lekko i bezproblemowo , a to wpływam w jedną z plecionek innej wędki, później przy holu łamię wędkę nie wspominając o kilku błędach które popełniam po drodze, co chyba jeszcze mocniej determinuje do dalszej walki. Wiem już w jakich godzinach następują brania i maksymalnie skupiam się żeby nie popełnić kolejnych błędów i przede wszystkim wykorzystać dane mi przez los szansy.
Jest też ono – branie którego doczekałem się mając je tak głęboko ukorzenione w wyobraźni , że było jak by faktem, który jeszcze nie miał miejsca a już nastąpił. Chwila która w swej bezkresnej potędze stała się przysłowiową kropką nad I.
Pokazuje to , iż wyłącznie myślenie nad wodą, w oparciu o wiele czynników jest kluczem do osiągnięcia wymarzonych sukcesów.
Zatem i ja zasiadam po raz pierwszy nad tą magiczną wodą, dostaję namiary, pływam z doświadczonym Krzyśkiem i stawiamy markery wprowadzając mnie w stan lekkiego zdziwienia gdyż dla mnie jest to na tą chwilę wielce niezrozumiałe dlaczego „tu a nie tu”. Krzysiek próbuje mi to wytłumaczyć, a słowa jego stają się niesamowitym ułatwieniem w rozgryzieniu tej legendarnej miejscówki. Zdaje się praktycznie na niego, tak naprawdę pakując moją iluzoryczną, zaczerpniętą z „sieci” wiedzę o tym łowisku razem z ogółem podstaw o typowaniu miejscówek do kosza.
Wędki w wodzie, nie wiem jak wam to opisać ,zostałem sam na stanowisku, natura, jej odgłosy i tak naprawdę cisza tu panująca połączona z oczekiwaniem na chwile kiedy sygnalizator ożyje i rozlegnie się jazgot szpuli kołowrotka. Paradoksalnie, to wszystko wywołało u mnie strach, połączony z podnieceniem , slajdem miliona myśli co będzie i jak to rozegram gdy nadejdzie ta chwila w której będę musiał powalczyć z dinozaurami tej wody?
Jedną z żelaznych zasad na tym łowisku jest minimalizowanie wywózek, a zestawy kładziemy do wody na kilka dni by w jak najmniejszym stopniu ingerować w majestatyczny spokój który tu panuje. Później równie majestatyczne oczekiwanie na tą magiczną chwilę , gdy szczytówka się ugina, a ciszę w raju zakłóca metaliczny dźwięk obracającej się szpuli kołowrotka.
Byłem nastawiony na walkę o chociaż jedno branie ale los jednak chciał inaczej i dość szybko przyszło spełnienie. Jest pierwsze branie – odcięcie, wszystko przyśpiesza i zwalnia – czas się na chwilę zatrzymuje by nagle zapomnieć o wszystkim co jeszcze kilka chwil temu rosło do rangi problemu. Dzieje się wszystko jakoś automatycznie, pierwsza ryba może nie ogromna ale nabieram pewności siebie. W jednej chwili z radością dociera do mnie fakt , że teraz już może być tylko lepiej i tak też się z czasem staje. Kolejne ryby kładziemy na macie. Nie powiem, że wszystko przychodzi lekko i bezproblemowo , a to wpływam w jedną z plecionek innej wędki, później przy holu łamię wędkę nie wspominając o kilku błędach które popełniam po drodze, co chyba jeszcze mocniej determinuje do dalszej walki. Wiem już w jakich godzinach następują brania i maksymalnie skupiam się żeby nie popełnić kolejnych błędów i przede wszystkim wykorzystać dane mi przez los szansy.
Jest też ono – branie którego doczekałem się mając je tak głęboko ukorzenione w wyobraźni , że było jak by faktem, który jeszcze nie miał miejsca a już nastąpił. Chwila która w swej bezkresnej potędze stała się przysłowiową kropką nad I.
Branie mało nie porwało kija, ledwo wsiadłem do łódki a karp urządził mi przejażdżkę tak trudną do opanowania, że zanim obróciłem łódkę by móc nią kierować pociągnął mnie po wodzie około 100 metrów. Nagle stanął, jak by chciała powiedzieć – gotowy??? Zaraz się znowu zacznie.
Zacząłem się do niego zbliżać jak po nitce do kłębka, choć po drodze nie było łatwo. Karp połamał podpórkę na której była „powieszona” plecionka, którą musiałem wyplątać z cierni jakieś rośliny, która postanowiła stać się sprzymierzeńcem mojego przeciwnika. Znowu głowa na pełnych obrotach, czy ryba jeszcze jest, gdzie, jaka, co dalej? Oczywiście na domiar złego jeszcze w zestaw wplątany marker, który dołączył do opozycji dla moich działań. Mijają chyba godziny nie do końca równej walki. Plecionka uwolniona, serce z duszą na ramieniu, głowa chyba została w którymś z pokonanych zaczepów, gdzie czas który próbowałem uporządkować stał się wymiarem nie do zliczenia. Na wodzie istna karuzela, karp robi ze mną i z łódką co chce a ja ograniczam się tylko do kontrolowania napięcia plecionki. Po dobrych kilkunastu minutach karp słabnie, wiry na wodzie są ogromne, zaczyna docierać do mnie, że to ta ryba, ta po którą tu przyjechałem. Widzę jej głowę, chwila i ląduje w podbieraku. Jestem w tym momencie chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi .
Przepiękny pełnołuski karp – okazał się tą rybą o której śniłem , o której nawet ciężko było mi realnie myśleć, a już w ogóle nie było siły bym na głos o niej wspominał. Było to wtedy idealne spasowanie czasu, przestrzeni i łowiska, gdzie wszystkie moje marzenia w jednej chwili zmieniły się w fakty.
Co do 14 i stwierdzenia , iż to „gorsze stanowisko”. Osobiście uważam, że ta woda takich nie posiada a wszystkie są specyficzne i każde w danej chwili jest nas w stanie obdarować największym mieszkańcem tej wody. Dla mnie 14 to wspaniałe wspomnienia wypraw z przyjaciółmi, niezapomniane chwile które na pewno pozostaną w naszej pamięci do końca życia. Dodatkowo jest to trudne stanowisko pod względem technicznym, posiada w swoich zasobach bardzo dużo zatopionych drzew i korzeni w których jednak mieszkają ryby.
Biorąc pod uwagę mój charter, gdzie im trudniej tym się szybciej odnajduję, to tak jak by ono było stworzone dla mnie. Gulej POINT
To stanowisko, po ciężkiej nad nim pracy obdarowało mnie moją pierwszą w życiu rybą 30+. Nie wygrałem nigdy w totolotka ale chyba mogę powiedzieć, że euforia tego zdarzenia była zapewne podobna, gdzie porównać to śmiało mogę do trafienia głównej wygranej.
Byłem tam wtedy z moim przyjacielem Krzyśkiem Kowalskim, a cały przebieg tego wyjazdu otoczony była aurą magii i swoistych zachowań podświadomie stymulujących przed przygodą życia. Już w czasie drogi przed Paryżem zamilkł mój przyjaciel, znamy się kupę lat i to do niego w ogóle nie było podobne. Zaniepokojony pytam co się stało, był to jego pierwszy wyjazd nad tą wodę. Łamie się ale odpowiada „wiesz, że sam wyjazd to spełnienie moich marzeń, ale znamy się na tyle długo, że mogę Ci powiedzieć, że moim marzeniem zawsze było by złowienie ryby 20+, chyba bardzo na to liczę – a może zbyt bardzo ???? ”
Dopiero teraz nastąpiła cisza w aucie, ale szybko się pozbierałem i odpowiadam jak by nie zastanawiając się nad konsekwencjami moich słów, które z ogromną pewnością nabrały abstrakcyjnego brzmienia. ” Krzysiu dla ciebie 20+ a dla mnie 30+”. Oczywiście po 9 dniach pobytu mieliśmy 20+ co spełniło marzenia Krzyśka, drugą mniejszą a na trzecią rybę właśnie wspomnianą wcześniej 30+ czekaliśmy 6 kolejnych dni bez brania by wędkę zwinąć i postawić w inne miejsce na drodze pięknego karpia który za kilka godzin pokonany pozował do zdjęcia. Jaka siła mną kierowała by tą wędkę tam postawić ???
Słowo dla mnie jest bardzo ważną rzeczą, a słowo dane przyjacielowi dla mnie nie ma ceny, lecz nie mogłem nawet przypuszczać, że scenariusz będzie aż tak odzwierciedlał moje słowa. Cyklicznie następowały kolejne wyjazdy które były bardzo udanymi wyjazdami nad tą wodę, przyjaciele , wspaniałe chwile w doborowym towarzystwie i radość do łez, gdy nawet kilka dni po powrocie człowiek czuł jak by jeszcze tam był. Wspomnieć tu muszę wyjazd z Krzysiem Kuleszą, gdzie dwa tygodnie robiliśmy niesamowite rzeczy które miały sprowokować ryby do aktywności. Tańce i rockowa muzyka „spowodowały”, że mieliśmy nawet kilka brań dziennie, by zakończyć wyjazd ze średnią znacznie przekraczającą dwadzieścia kg. Prawdziwe eldorado w raju.
Powtórzę, ale dla takich chwil pragnę żyć. Pragnę by ten sen jeśli nim jest, nigdy się nie skończył.
Kolejny niesamowity wyjazd w styczniu 2016 roku. Jakoś wszystko nie układa się od samego początku, po drodze pojawia się zbyt wiele przeciwności jednak wytrwale dążę do celu i znowu tam jestem. Tym razem z Jackiem i stanowisko 12, rozstawiamy wędki i zaczynamy przygodę. Jacek jest kolejną osobą która jest tu pierwszy raz. Mijają kolejne dni bez brania, nie bardzo może zrozumieć co się dzieje, nie mamy brań a wędki kolejny dzień bez wizji jakichkolwiek zmian. Widzę, że go to nurtuje i tłumaczę, że tak woda tak ma. Szukam najtreściwszych argumentów by finalnie stwierdzić , iż trzeba jej dać nad nami mieć tą swoją magiczną przewagę, by się odwdzięczyła. Nie wiem czy to ja jestem na tyle przekonywujący, czy po prostu nie chciał napinać atmosfery ale uwierzył, co i jemu dało wspaniały efekt i w późniejszych dniach kilka rekordów. Nie zapomnę jego miny i stwierdzenia po pierwszej rybie „tą wędkę bym przestawił jako pierwszą, gdybyś tylko raz powiedział TAK. Jak dobrze , że pozostała na miejscu”
Dla mnie Rainbow też okazało się łaskawe. Nadszedł czwartek, zwany tu big fish thursday i na wędkę którą przestawiłem melduje się moja ryba życia.
Przepiękny common z którym już raz się tu spotkałem, przez dwa lata przybyło mu się 4kilo co mnie doprowadziło na skraj szaleństwa. Zwariowałem ze szczęścia.
W tym samym tygodniu na stanowisku 17 mój przyjaciel Krzysiu holuje ogromną rybę i razem świętujemy kolejny udany wyjazd.
Spełniają się moje najskrytsze marzenia – coś niesamowitego, siedzę nad wodą z przyjacielem, niebo świeci milionem gwiazd, ja z rybą życia i może nawet ważniejsze dla mnie ON Z RYBĄ ŻYCIA, uśmiechnięci bez słów wsłuchujemy się w głuche odgłosy spławiających się ogromnych mieszkańców tej wody.
Magia przez duże M
Z każdym razem kiedy słyszę piiiiii na tej wodzie budzą się we mnie niesamowite emocje.
Mimo , iż byłem tu ładnych kilka razy, za każdym „pikiem” serce podchodzi mi do gardła. Jedyne co się zmieniło przez te lata, to nabrałem automatyczność moich ruchów, bez chaosu, bez strachu o to co nadejdzie co w połączeniu z moim uporem powoduje, że odnoszę tu sukcesy.
Nie poddaje się i walczę do ostatniej chwili, nie odpuszczam nigdy o czym przekonali się moi koledzy. Z Wojtkiem wyholowaliśmy pięknego karpia, jego rekord życiowy z zatopioną choinką, której nie powstydził by się BIAŁY DOM na święta.
Z Robertem, w piątek w przedostatni dzień pobytu gdzie cały tydzień nie przyniósł nic i to nie tylko nam, ale też większości teamów które wtedy zasiadały ,gdzie już wszyscy potracili nadzieję, a co niektórzy wracali wcześniej do domu my wyciągamy dobre 20+.
Wiem, że przyjdzie kiedyś taki moment, że i ja będę musiał zapłacić daninę Rainbow i zakończę wyjazd na zero ale to jeszcze nie tym razem.
Jakoś nie boję się tego – jest to dla mnie wręcz oczywiste
BO MAM WIELKI SZACUNEK DO TEJ WODY
Jarosław Gulej
Metafory, z lekkim zabarwieniem podniosłości chwili Daniel Kruszyna
p.s 😉
04/03/2016 godzina 04:28. Gdy po wieczornej rozmowie zobaczyłem tą wiadomość o poranku , gdy tylko zaświeciła się magiczną cyferką mesengera w kółeczku jedynka – z uśmiechem powiedziałem do żony – jest kolejny potwór z Rainbow………… pokiwała głową i powiedziała. Na zielonym tle………………..ciary masz takie jak byś go złowił – Pojedziesz tam kiedyś ???? Nie – odpowiedziałem, ja w przeciwieństwie do Jarka , marzenia mam po to by je mieć 🙂 – chyba nie mam siły by się z z sobą w tym aspekcie zmierzyć, tam trzeba bywać – nie wystarczy być raz angażując zbyt wysokie dla siebie środki w wielu zakresach, ale będę szukał swojego tęczowego jeziora gdzieś bliżej, troszkę życia pozostało.
Dziękuję Jarku, że mnie tam „zabrałeś” ………………… 09/03/2016 12:08 ryba sprzed kilkunastu minut – ten sen się nigdy nie skończy 😉
15lat …… minęło
15lat minęło ........ #PFWK Co by było gdyby ??? nie było niczego. Wiary, nadzieii i miłości. Szacunku, pasji przez prawdziwe P, szansy którą cały czas otrzymujemy,...
Miłość, Szmaragd & Family VOL2 – #szmaragdowystaw
Miłość, Szmaragd & Family VOL2 Mówią, że rodziny się nie wybiera. Tą sobie wybraliśmy. Przyszywany wujek, ciocia, brat, siostra a tak naprwdę grupa obcych ludzi a jednak...
Family Carp Gajdowe 2024
Family Carp Gajdowe 2024 Nic nie dzieje się bez przyczyny, Wszakże nagroda z "Kruszyniady Karpiowej" musi trafić w dobre ręce. Skąd ta pewność ??? 11 Lat organizacji imprez, brak...
Jerzyn – Przyjacielskie Klimaty
Jerzyn - Przyjacielskie Klimaty Przed wyjazdem z Przemkiem pytanie " Jaki charakter wyjazdu" ? Chill - oczywiście , chciałbym nie robic nic na ile to się uda. Hmmm - ja nie mogę,...
Życiowe Dobro #klasztorne
Życiowe Dobro #klasztorneZa życiówką można gonić bądź na nią cierpliwie czekać. Najlepsze w tej całej zabawie jest to, że każda forma próby jej pozyskania nie gwarantuje sukcesu,...
Kolorowy Brak Snu na Czarnym Stawie
Kolorowy Brak Snu na Czarnym StawieSwojej sympati dla działań Polskiej Federacji Wędkarstwa Karpiowego nie kryję, ale przez kilka dni rozważań jak bym chciał by wyglądał ten...
Dzieło powstałe z ………….. Sentymentu
Dzieło powstałe z ........... sentymentuPortal dla ludzi z pasją a przede wszystkim dla moich przyjaciół. Propozycja z kategorii " nie do odrzucenia", mająca na celu ocelenie od...