Odliczając do chwili , która nadeszła
„Czas leczy rany ale to człowiek powoduje , że nawet blizna ich nie przypomina”…………@franeek
99,98.97,96………….3,2,1 – Odliczaliśmy dni do wyjazdu jak chyba nigdy dotąd. Nasza pierwsza eskapada na Goplanicę która wywołuje do dziś wspaniałe wspomnienia zapoczątkowała coś co mam nadzieję będzie towarzyszyło nam przez całe nasze wędkarskie życie. Gdy podczas tej zasiadki zaiskrzyło potrafiliśmy doskonale wszystko rozegrać, tak by nasze zgoła inne sposoby postrzegania wielu zagadnień potrafiły znaleźć wspólną linię na drodze do – POROZUMIENIA.
Wodę tą odwiedziliśmy już wcześniej i od razu wiedzieliśmy , że stanie się celem naszej wspólnej zasiadki. Cisza i swoboda jaką gwarantuje to miejsce jest na poziomie niespotykanym. Można by godzinami prawić komplementy jej właścicielowi który generalnie traktuje tą wodę jak miejsce gdzie jej „użytkownicy” są jego przyjaciółmi, co doskonale można odczuć podczas jego krótkich wizyt.
Nad wodą byliśmy sami…… cały tydzień a głębia tego tajemniczego miejsca była na wyciągnięcie wędek i naszych wędkarskich umysłów, które przeszły podczas tej tygodniowej batalii solidną próbę wydajności i zasobności w wiedzę która niejednokrotnie przegrywała z tym co takie oczywiste.
Cieszyły nas każde chwile które w pewnym momencie stawały się tak samo bliskie jak i odległe, co powodowało , że momentami nie potrafiliśmy się doliczyć czy owa sytuacja miała miejsce wczoraj , czy może przedwczoraj…..czy dziś o poranku. Pierwsze ryby cieszyły niezmiernie choć wielkością nie porażały co wskazywało na to, iż miejscówki wytypowane poprawnie a taktyka jak najbardziej trafna.Praca na łowisku. Wiedzieliśmy , że mamy duże możliwości spowodowane dostępnością wszystkich miejscówek tej nie tak małej wody.Jestem pełen podziwu dla zatwardziałości jaką w tej materii przejawia Krzysiek.
Kilkuset metrowa wywózka „na wiosłach” zakładając potencjalną szansę na kilka brań dziennie z tego atrakcyjnego miejsca była dla mnie troszkę jak by to ująć „dziwna” lecz w przypadku takiego karpiowego schizofrenika jak najbardziej poprawna.
Złamaliśmy na tej zasiadce kompilację dziwnych zbiegów okoliczności które towarzyszyły naszym spotkaniom rozkładając brania wyłącznie na moich wędkach lub w miejscach które mi przypadły. Oczywiście zawsze się z tego śmialiśmy ale wreszcie wszystko rozłożyło się wyjątkowo równo co pozwoliło cieszyć się naprawdę wspólnym dziełem.
Pogoda obnażyła model meteorologicznych dziwactw które ostatnio w jakiś sposób strasznie zaniżają sprawdzalność zjawisk pogodowych i zmian aury do stopnia potężnej frustracji co udzielało nam się każdego dnia . Znaleźliśmy sobie kozła ofiarnego w postaci małego łysiejącego człowieczka który swoją „zubikulą” tak nas na tej zasiadce oszukał.
Mimo przewrotności aury która powodowała wahania ciśnień na pograniczu 40 punktów mozolnie wysupływaliśmy coraz to ładniejsze ryby z tej wszechmocnej otchłani co teraz z poziomu artykułu pisanego w ciepłym pokoiku cieszy różnorodnością zarejestrowanych widoków.
Po trzeciej dobie byliśmy pewni jednego…………. NIC NIE JEST PEWNE.
Zdaliśmy sobie sprawę , że woda nami rządzi i nie mamy nad tym co się dzieje żadnej kontroli. Nie sprawdziły się żadne sposoby ściągnięcie ryb w łowisko. Zawiodły wszystkie wytypowane miejsca które nie zatrzymały ryb na tyle byśmy mogli mówić o regularnych braniach. Ryby brały raczej bardziej wędrując niż wchodząc w naszą zanętę. Zawiodły miejsca płytsze, nawietrzne , zawietrzne, głębsze , skrajne czy w środku ścieżek zanętowych. Tylko determinacja Krzysztofa mogła to zmienić gdyż ja mimo, iż nie należę do leniwych poszukiwaczy szczęścia byłem ograniczony poprzez mniejszą zasobność szpul kołowrotków w żyłkę która i tak na takich dystansach ledwo dawała radę.
Na takich dystansach jedynym ratunkiem w przypadku żyłki było umocowanie wędki i poda na sztywno i obserwacja zestawów po każdym „piku” co doskonale się sprawdziło choć i tak byliśmy świadkami kilku całkiem ciekawych odjazdów.
Kombinacji dalszy ciąg. Konsekwentnie realizowaliśmy nasz plan który może nie zapewniał nam dużej ilości brań z czym się już pogodziliśmy.
Dni upływały we wspaniałej atmosferze do której wreszcie dorośliśmy i nawet w milczeniu potrafiliśmy odnaleźć zrozumienie. Stan wędkarskiej euforii której głównym daniem stała się ….”cisza”.Cisza która również stała się udziałem krótkiej wizyty naszego, a bardziej mojego gościa gdy przejazdem postanowił coś z chmur nam wywróżyć…………..Pojawiają się pierwsze rozważania czy zaistniałe sytuacje są udziałem naszego błędu czy na tą chwilę trzeba to traktować jako niewątpliwy sukces. Każde branie było dla nas powodem rozważań czy ” ta chwila nadeszła” a upływający czas wskazywał na to iż to tylko złudzenie.
Złudzenie które w tak pięknej scenerii mogło by trwać wiecznie kołysząc nas swoją ciszą do snu i budzić gasnącą nadzieją o poranku.
Noc czwarta.
Kolejne branie w miejscówce z której delikatnie się wycofałem tracąc nadzieję na jakiś pozytywny efekt moich działań. Paradoksalnie Krzysiek również uciekł ze swojej w której grasujące raki niemiłosiernie rozprawiły się z jego mięsnymi przynętami. Nastąpił wspaniały hol który zrekompensował nam te długie chwile oczekiwania na coś co pozwoli pamiętać o tej zasiadce przez długie zimowe wieczory.
Ryba zapewne stoczyła walkę życia wielokrotnie zmuszając nas do kapitulacji gdy odpływała spod podbieraka w głębiny tego magicznego miejsca… Niestety – wyobraźnia zresetowała się na chwilę……. Tak nie było.
Mimo znacznych rozmiarów ryba pozwoliła się doholować do brzegu jak kamień, który nie spadł przy zacięciu odżywszy metr od brzegu. Być może ta katastrofalna aktywność żerowa przekłada się również na waleczność tego pięknego stworzenia????
Nadzieja mimo wszystko odżyła by jak zwykle utonąć w niepamięci upływających bez brania godzin.
Sami nad wodą , może nie komercyjną ale bądź co bądź zarybianą przez wiele lat. Jesień , czas gromadzenia zapasów na zimę – co robimy nie tak???? I nagle olśnienie.
WSZYSTKO JEST OK…… nie można patrzeć na łowienie w wodzie w której ryby są bezpieczne a sama woda je karmi w zupełności oczekiwać , że za każdym razem będzie się je łowiło jak na wodach o rekreacyjnym charakterze.
Zadziwiające jest to , iż nawet przynętowa selektywność tych wód zaskakuje i mimo potężnego kalibru przynęt i zanęt na macie lądują karpie o masie ok. kilograma. Czy nie tak zaczynaliśmy nasze przygody z wędkarstwem??? Od tego co woda daje? Coś nam chyba umknęło – tajemnice i marzenia są po to by je mieć a nie za wszelką cenę próbować wszystko rozłożyć na czynniki pierwsze.
Pi pi pi pi pi…. Kolejny odjazd i kolejna wspaniała chwila z wędką w ręku. Tym razem w asyście dzierżawcy wody który aż promieniał z radości, mogąc obserwować nasze poczynania na wodzie.
W połowie holu postanawiamy sfinalizować go z pontonu.
Ryba wspaniale bije na delikatnym „patyku” co rusz pokazując swoją kuleczkowatą posturę. Chyba razem zgodnie stwierdzamy iż szkoda hol przedłużać bo zaczęliśmy się nim za bardzo ekscytować a to zakrawa na pastwienie się nad już przegranym przeciwnikiem. Sprawny ruch Krzyśka i ryba znajduje się w podbieraku by za chwilę pozować do zdjęcia.
Kolejne nadzieje lecz już nie tak płonne i coraz częściej zdajemy sobie sprawę , że osiągnęliśmy sukces i wygraliśmy te kilkanaście brań konsekwencją i wiarą w celowość naszych działań.
Wracają wspomnienia. Ile to już lat razem? Kilka burzliwych chwil chyba scaliło naszą wędkarską przyjaźń. Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi . Na wybuchy charakterów które nawet podczas tych kilku dni następowały reagowaliśmy przyzwoleniem na „bycie sobą” by Sens Życia zmienić w Sens Bycia razem , by każdy z osobna na swoje towarzystwo w pełni zasługiwał.
Kolejny poranek ciszy która uraczyła nas wspaniałymi zamglonymi widokami.
Ryba wspaniale bije na delikatnym „patyku” co rusz pokazując swoją kuleczkowatą posturę. Chyba razem zgodnie stwierdzamy iż szkoda hol przedłużać bo zaczęliśmy się nim za bardzo ekscytować a to zakrawa na pastwienie się nad już przegranym przeciwnikiem. Sprawny ruch Krzyśka i ryba znajduje się w podbieraku by za chwilę pozować do zdjęcia.
Kolejne nadzieje lecz już nie tak płonne i coraz częściej zdajemy sobie sprawę , że osiągnęliśmy sukces i wygraliśmy te kilkanaście brań konsekwencją i wiarą w celowość naszych działań.
Wracają wspomnienia. Ile to już lat razem? Kilka burzliwych chwil chyba scaliło naszą wędkarską przyjaźń. Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi . Na wybuchy charakterów które nawet podczas tych kilku dni następowały reagowaliśmy przyzwoleniem na „bycie sobą” by Sens Życia zmienić w Sens Bycia razem , by każdy z osobna na swoje towarzystwo w pełni zasługiwał.
Kolejny poranek ciszy która uraczyła nas wspaniałymi zamglonymi widokami.
Cały dzień spędzony na ustaleniu strategii na ostatnia dobę. Może warto cos zmienić? Może warto rzucić wszystko na szalę gdzie po jednej stronie znajdzie się nasze całe doświadczenie a po drugiej frywolność i łamanie kanonów poprawności?
Krzysiek na tej zasiadce przepłynął pontonem ponad 30km i w sumie to dzięki niemu ta zasiadka udała się wędkarsko. Tym razem los był łaskawy dla nas obu ale to on na to najbardziej zapracował. W sumie to zawsze wykonywał wielką pracę podczas naszych spotkań ale jakoś los dziwnie to wszystko układał. Oczywiście naprzemienność brań równoważy dokonania finalne ale tego kto wszystko wstępnie wypracował nie da się nie docenić.
Ostatni wieczór płakał rzęsistymi łzami , że jutrzejszy poranek zabierze mu nas z łowiska.
Lubił nam towarzyszyć gdy kładliśmy się do snu przykrywając nas pierzyną migoczących gwiazd które czasami tworzyły ścieżkę na drugą stronę jeziora po której pewnie w krainie marzeń dało by się popłynąć. Wieczór wywoływał wspomnienia i rozmowy o przemijaniu które zapisuje tak wspaniałe karty w naszym pamiętniku życia.
Z jednej strony byśmy chcieli upływający czas zatrzymać a z drugiej by coraz to nowe doznania towarzyszyły nam w wędrówce po „karpiowym szlaku” .
Poranek dał nam ostatnią rybę tej zasiadki. W tak fatalnych warunkach zwieńczyła dzieło przypadku które było chyba kluczem do sukcesu nad wodą ….. a może nie???Ocalić od zapomnienia, nie strącić żadnej kropli z cienkiego blanku życia, który w swej elastyczności daje nam tak wiele radości z chwil które być może nigdy nie powrócą przegrywając z prozą życia. Dzięki za zasiadkę przyjacielu………….
Z dedykacją dla tego którego brakowało wśród nas……. byśmy mogli porozmawiać o tym co przed nami i podziękowaniem dla naszego gościa który dał mi radość spotkania kogoś z szarej rzeczywistości do której niebawem muszę wrócić.
Daniel Kruszyna
Wiosna czy jeszcze zima????
Wiosna czy jeszcze zima????Mijające pierwsze dni wiosny nie napawały optymizmem ,lecz chęć wyjazdu nad wodę wraz z kolegami była silniejsza od niesprzyjającej aury. Wczesna...
Moje szczęście z 2ką z przodu
Moje szczęście z 2ką z przoduSwoją pierwszą przygodę z wędką zacząłem?… Sam nie wiem kiedy, było to pewnie z 30 lat temu. Pamiętam do dziś jak zaczynałem od bata z bambusa,...
Mój wielki , wędkarski sukces
Mój wielki , wędkarski sukcesytuł mojego artykułu nie bez przyczyny nosi nazwę „mój wielki sukces wędkarski”. Nazwałem go tak, ponieważ udało mi się zrealizować coś co od wielu...
Zasiadka w barwach jesieni
Zasiadka w barwach jesieniPojawiające się na drzewach liście w kolorze złocistym są nieodzownym elementem końca lata i początku nadchodzącej szybkim krokiem jesieni. Dla...
O dwóch takich co się na karpie wybrało
O dwóch takich co się na karpie wybrałoDaleko, daleko za siedmioma morzami, siedmioma górami w wielkim ciemnym lesie było małe jeziorko. Starzy ludzie powiadali, że kiedyś dawno...
Z pamiętnika pasjonata
Z pamiętnika pasjonataSwoją przygodę z łowieniem metodą włosową oraz według zasady 'złów i wypuść 'zacząłem w maju 2009 r . Wtedy to pojechałem wraz z bratem oraz kuzynem nad...
Goplanica karpiowym rajem ????
Goplanica karpiowym rajem ???? Tytułem wstępu odpowiemy na pytanie zawarte w nazwie tematu. Dlaczego przyrównujemy akurat to łowisko do raju?? – odpowiedź jest bardzo prosta –...