Powrót do wędkowania

W moim kalendarium tegorocznych wypadów wędkarskich znalazła się wyprawa na malownicze łowisko o nazwie Woliczno. Już wcześniej miałem przyjemność zmierzenia się z tym akwenem, niestety nie udało mi się przechylić szali zwycięstwa na moją stroną i po zaplanowanych dwóch dobach zjechałem z łowiska bez wędkarskich sukcesów.

 Obiecałem sobie, że w następnym roku wrócę tu i jeszcze raz spróbuje swoich sił. Powrót zaplanowałem w maju tego roku. Ujęty urokiem tego miejsca na spotkanie umówiłem się z Danielem. Wiedziałem, że łowisko zachwyci go swoimi walorami, a możliwość wytargania z wody ładnej ryby sprawi, iż wyjazd ten nabierze zupełnie innego wymiaru. Ja już wiedziałem po co tu wracam, on znał to tylko z opowieści i zdjęć….PONIEDZAŁEK
Na łowisku stawiłem się około 06:30. Wschodzące słońce delikatnie oświetlało cały teren wzmacniając nasycenie barw otaczającej zieleni łagodnie przeplatanej błękitem nieba. To miejsce przywitało mnie w całej krasie ukazując swoje piękno i informując mnie co na nas czeka w najbliższych kilku dniach. Wciągałem pełną piersią zapach trawy, wody i świeżego powietrza… Nie wierzyłem, że może być aż tak pięknie. Nie wiem nawet kiedy rozbiłem namiot, rozłożyłem cały majdan i zasiadłem na krzesełku z kubkiem gorącej kawy. Dopiero teraz zauważyłem, że dojechał Daniel. Z małymi perypetiami w trasie, lekko przemęczony stał się kolejnym uczestnikiem duchowo-wędkarskiej uczty będącej namiastką tego co może zafundować nam to miejsce.

Postanowiliśmy, że rozbijamy biwak w jednym miejscu. Do dyspozycji mieliśmy pomost z którego mogliśmy dostać się prawie do każdego miejsca na wodzie.Należy tu wspomnieć, iż nie dało się nie zauważyć, że miejscowe karpiszony miały właśnie okres godowy, co sygnalizowały głośnym trzaskaniem o wodę w okolicach trzcinowisk, z jakieś 5 metrów na prawo od naszej miejscówki. Nawet hałas nad wodą nie był im w stanie przerwać miłosnych uniesień. Dla nas niestety, była to kiepska wiadomość. Istniało ryzyko, że rybki będą wolały amory, a nasze specjały pozostaną na dnie bez zainteresowania…… to lekko zachwiało naszym optymizmem. Cóż jednak było robić, musimy się zmierzyć z rzeczywistością.

Szybki rekonesans łowiska i w pierwszym rzucie określamy dwie pozycje oznaczone markerami na otwartej wodzie. Zestawy lądują na dno, a my planujemy lekką integrację przy chłodnym piwku. Przepięknie rozpoczynający się dzień zaczyna powoli pokazywać swój pazur zwiększając temperaturę powietrza do około 28 stopni. A w okolicach naszej miejscówki żadnego drzewka… Szybko podejmujemy decyzję o wyjęciu lżejszego sprzętu i połowieniu płoteczek – tak dla zabawy. Zmieniamy akwen na inny i paląc się w słońcu cieszymy się kolejnymi braniami. Należy tu wspomnieć, że łowisko Woliczno posiada dość bogaty rybostan i jest w stanie zadowolić wiele wędkarskich odłamów – począwszy od karpi, szczupaków a skończywszy na płoteczkach i innej drobnej białej rybce. Płocie brały jak oszalałe. Przyznam się szczerze, że już dawno nie miałem tak wędkarskiego eldorado. Kolejne brania przeplatane dyskusjami na wiele nurtujących nas tematów, błogi nastrój i piękno tego miejsca uśpiły naszą czujność. W pewnej chwili Daniel mówi, że sprawdzi jak tam nasze kije. Po chwili słyszę jego krzyk – PODBIERAAAAK!!!!! Pędzę jak oszalały, do namiotu, a on trzyma na wędeczce karpiszonka, który nota bene, został wyjęty z miłosnego amoku przez Daniela na pół metra od brzegu. Mamy w końcu pierwszą dużą rybę tego wyjazdu.

Z jednej strony radość, z drugiej jednak zaniepokojenie, czy czasami taki schemat połowu nie zagości na dłużej. Wyrywanie ryb na pół metra od brzegu z pominięciem pięknego holu znacznie obniża atrakcyjność wyjazdu, spłycając całość do mechanicznego wyciągania tych wspaniałych okazów. Przecież nie tak ma to wyglądać. Chcąc oszukać rzeczywistość nadal jednak trzymamy zestawy na środku wody pełni nadziei, że jednak uda się zmobilizować rybki do wyjścia na głęboką wodę i dać nam radość z pełnego kontaktu z rybą poprzedzonego wspaniałym holem. Do wieczora sygnalizatory stały jak zamrożone, a my po całodniowym połowie wspaniałych płotek udaliśmy się do namiotów w oczekiwaniu na kolejne brania… W nocy dzwoni do mnie telefon… zaspany patrzę na wyświetlacz, a tu Daniel. Odbieram i pytam co jest?? Ty!! One siedzą pod brzegiem. Ja już miałem chyba z osiem takich brań i udało mi się jednego nawet złowić. Dawaj tu do mnie i łowimy… To chyba jakiś koszmar!!!!???? Wymęczony wysoką temperatura dnia, niewyspaniem w poprzedniej nocy marzyłem tylko by zamknąć oczy i oddać się błogostanowi. Sen był jedynym ukojeniem dla ciała….. Odpowiedziałem – nie ma mowy ja śpię….

WTOREK

Około 6-7 rano słyszę jak przez sen głos Daniela – one siedzą pod brzegiem, byłem po drugiej stronie, widziałem spławy musimy wywozić zestawy, wstawaj przygotowujemy wszystko i do pracy….. czy ten gość nie ma nic innego do roboty??? Mamy przed sobą cały prawie tydzień a te mi tu przerywa sen i zmusza do wysiłku… Ja mam swój tryb pracy nad wodą, odmienny… nie tak szybko….

Już wiem, że nie pośpię, wstaje i widzę Daniela chodzącego przed namiotem. On ma już cały plan, a ja jeszcze nawet porannej kawy nie wypiłem – oj chyba nie będzie dzisiaj łatwo…..I miałem rację. Po kawie wywożenie zestawów na drugi brzeg. Daniel dwie wędki na ponad 200m. Ja miałem dosyć, nadal zostaje przy swoim i wyrzucam na środek. Niech leżą, może jednak rybki przyjdą na środek, może nie będę musiał…. Niestety szybko przekonałem się, że nie mam racji. Branie u Daniela i tak było przez cały dzień. Tych ryb było z 7 lub 8 wszystko z drugiego brzegu. Przygnębiająca pogoda, która prócz palącego słońca nie pozwoliła nam odetchnąć na łonie natury wypalając w nas resztki życia zmieszane z odrobiną chłodnego piwka i to wszystko okraszone braniami u Daniela. To był diabelski mix… pomieszanie bezwzględności natury ze szczęściem, na które pozwala nam w krótkich chwilach dając możliwość holu ryby i trzaśnięcie kilku foteczek. Obraz naszego szczęścia i chwały skąpanej w pocie czoła. Cóż może być lepszego, sukces w takich warunkach smakuje o wiele lepiej. Oto jego piękno…..

Po całym dniu na naszych twarzach rysuje się zmęczenie. Daniel jeszcze dodatkowo ma zarwaną prawie całą noc….zmęczenie widać na jego twarzy.

ŚRODA

W tym dniu odpuściłem…, w nocy miałem branie w okolicach naszego biwaku. Jeden zestaw położyłem metr od brzegu. Niestety rybka pociągnęła zestaw na kilkanaście metrów, lecz nie udało się jej wyjąć. Z rana postanowiłem, że wszystkie zestawy wędrują pod przeciwległy brzeg. Kładę zestawy i podejmuję kolejne wędkarsko-płotkowe wyzwanie. Skoro trzeci dzień nie potrafię wyjąc karpia z wody to zrekompensuję sobie to płotkami. Miałem głowę totalnie wyluzowaną. Po moich ostatnich porażkach na płaszczyźnie karpiowej postanowiłem powrócić do wypraw wędkarskich, a nie tylko karpiowych. Przecież pamiętam ze swoich młodych lat, kiedy każda ryba cieszyła, nawet ta mała. Co stoi na przeszkodzie, by taki stan rzeczy nie mógł funkcjonować i teraz….

W połowie dnia moja centrala ogłasza w końcu pierwsze dzienne branie na moim zestawie. Do wędki biegłem ile sił w nogach, dopadam do kija podnoszę go do góry i od razu czuję wielki opór. Krzyczę do Daniela – będzie duże rybsko. Niestety to „duże rybsko” jakoś dziwnie stanęło i nie mogłem go zmusić do ruchu. Okazało się, że faktycznie rybsko było, lecz wpłynęło w okoliczne zaczepy. Wyprawa na drugi brzeg w pontonie pozwoliła tylko na uratowanie zestawu bez haka. Niestety i tym razem zabrakło odrobiny szczęścia. No cóż może innym razem… Środa była bezkarpiowym dniem dla naszego zespołu. Jak zwykle płotki uratowały lekko nadszarpniętą karpiowa psychikę. Tak dotarliśmy do godzin wieczornych, które jak zwykle przyniosły ulgę od codziennych upałów. Moje ręce były już całe czerwone, a gorąco przenikało moje mięśnie paląc kości… Czułem się jak frytka. 

CZWARTEK

Od rana zaplanowałem sobie dzień fotografa. Zrezygnowany swoimi wcześniejszymi niepowodzeniami zacząłem się już tym wszystkim bawić. Wcześniej stwierdziłem, że skoro i tak na nic nie biorą to może jakaś „metoda”. W tym celu sporządziłem pastę na bazie pelletu halibutowego i sypkiej zanęty, a całość dopaliłem boosterem truskawkowym. Jeśli nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi. W takiej formie zestawy znów wylądowały pod drugim brzegiem, a my z Danielem wypad na spacer. Daniel jako prawdziwy pasjonat przyrody nawiązał prawie, że bliższy kontakt z mieszkańcami okolicznych terenów, wprowadzając lekkie zamieszanie w charakterze tegoż miejsca, zmieniając je leciutko w gospodarstwo agroturystyczne. Jak widać pełna symbioza..

Po zakończeniu spaceru wracamy na nasze stanowisko w nadziei, że może jednak ten dzień przyniesie jakąś zmianę. Przecież nie możemy tu siedzieć tyle dni z nadzieją, że może…może…. Przygaszeni kolejnym słonecznym dniem spoglądamy na świat z perspektywy parasola. Tylko taka forma „wegetacji” wchodziła w rachubę. Słońce znów przejęło władzę nad wszystkim…

W końcu zostaję wyrwany kilkukrotnym pi, pi, pi… odruchowo spojrzałem, że stojąca obok mnie wędkę…swinger stoi niewzruszony, pomyślałem, że może jakiś omam słuchowy. Prowadzący z nami dyskusję kolega Tomek mówi do mnie na tej wędce masz luźną żyłkę wskazując jedną z tych leżących na tripodzie. Daniel mówi – masz branie!!. Podchodzę do kija, podnoszę go delikatnie, kilka ruchów korbką i docinam. Czuję opór i już wiem, że ryba wisi na haku. Podejmuję hol…Nieznana siła majestatycznie przejęła kontrolę nad całością zestawu wprowadzając go w powolny i niekontrolowany przez mnie ruch. Obserwując żyłkę widzę jak to coś kieruje się w stronę okolicznych zaczepów znajdujących się po lewej stronie naszego stanowiska.

Oczyma wyobraźni widziałem już końcówkę tego holu i czułem gorycz porażki… to nie może się stać, przecież to się chyba nie dzieje. Usiłowałem się oszukać, lecz rzeczywistość i ruch żyłki na wodzie była nieugięta. Chyba ją stracę. Ku mojemu zdziwieniu ryba wpadła w zaczepy trzymając się górnych warstw wody i bezkolizyjnie przeszła przez ten obszar… nadzieją powróciła. Żyłka zaczęła kierować się bezpośrednio do mojego pomostu na którym stałem. Jakby wiedział, że to właśnie tu musi zakończyć się ta walka, że to właśnie tu zmierzy się ze swoim przeciwnikiem. Przez kilka minut ryba krąży w pobliżu pomostu usiłując wywalczyć choć odrobinę wolności. Kilkakrotnie chce wpłynąć pod pomost, lecz podbierak w wodzie skutecznie ją odstrasza od tego pomysłu zmuszając do zmiany kierunku. W końcu się pokazał – piękny, wielki pełnołuski karp, na którego polowałem od kilku dni. Gdy zobaczyłem co znajduje się po drugiej stronie zestawu serce na chwilę mi stanęło. Takiego wielkiego karpiska jeszcze nigdy nie miałem na kiju. W tej chwili jedyna myśl kołatała się po mojej głowie – żebyś się kurcze nie zerwał, żebyś się tylko się zerwał…. Byłem maksymalnie skoncentrowany, tu każdy błąd z mojej strony mógł przechylić szalę zwycięstwa i spowodować, że słodki jego smak zmieni się w gorycz porażki, która w tych warunkach byłaby podwójnie odczuwalna. Na to nie mogłem pozwolić. Powoli jednak rybka zaczęła się poddawać. Widok olbrzyma wprowadzanego do podbieraka był kropką nad „i” tej całej wyprawy.

Miałem w końcu pierwszego karpia na macie i dodatkowo swoją nową życiówkę.

Po krótkiej sesji zdjęciowej ryba wróciła do wody, a ja stojąc na pomoście z wyciągniętymi nad głową rękoma wydałem z siebie krzyk radości. Oznajmił on całej okolicznej faunie i florze, że właśnie dokonałem czegoś niesamowitego. Udało mi się przełamać mój „pechozol”, który prześladował mnie na tej wodzie od zeszłego roku.
Teraz byłem już wędkarsko spełniony. Osiągnąłem wszystko czego od tej wody oczekiwałem – trafiłem na stosunkowo dobrą pogodę, posiedziałem kilka dni mogąc chłonąć piękno tego łowiska, połowiłem na potęgę płoteczek, a na koniec przełamałem ciążące nade mną fatum na tej wodzie wyjmując pierwszego i jakże okazałego karpia. Cóż więcej mógłbym oczekiwać????

Po chwilach uniesień spowodowanych sukcesem nastąpił szybki powrót do szarej i palącej rzeczywistości. Słońce znów siało spustoszenie na łowisku sprowadzając nas pod parasol w poszukiwaniu odrobiny cienia i ulgi od nadmiaru ciepła. Niestety to była pierwsza i zarazem ostatnia ryba tego dnia. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy wieczoru, który jak co dzień przynosił odrobinę chłodu i dawał ulgę w walce z upałem. Po wieczornych pogaduchach z właścicielem łowiska udaliśmy się do namiotów. Jutro już wyjeżdżamy..

PIĄTEK

W nocy budzi mnie dźwięk centralki. Specyficzny dźwięk sygnalizuje, że ryba ciągnie ze sobą zestaw. Wyszedłem z namiotu i podjąłem hol. Bez wielkich komplikacji udało się przyciągnąć rybę do pomostu. Ta łatwość holu miała jednak swoje drugie dno….Ryba nie miała zamiaru łatwo się poddać. Hol trwał ponad 10 minut. Było to jednak 10 minut totalnej wojny. Karpiszon kilkakrotnie uciekał od pomostu szaleńczo wyciągając żyłkę ze szpuli po czym powracał na miejsce, dając mi wiele radości z tego pojedynku. Nigdy przedtem nie stoczyłem takiego boju z rybą. W końcu jednak zmęczenie dało znać o sobie i ryba się poddała. Kolejny piękny karp tej wyprawy wylądował na macie….

Ranek przywitał nas ponownie pięknym słoneczkiem, a dzień zapowiadał się upalny jak poprzednie. Postanowiliśmy się szybko pakować, by zakończyć ciężką pracę jeszcze przed dzienną spiekotą. Po kilku godzinach byliśmy już gotowi do wyjazdu.

Szkoda było opuszczać to miejsce, pomimo wszystko był to udany dla nas wyjazd. Każdy z nas połowił w pełnym zakresie od maluczkich płotek po wielkie karpiska. To była prawdziwie wędkarska przygoda. Pierwsza w moim życiu i w tym roku, gdzie prawdziwie karpiowa zasiadka została przeplatana aktywnym finezyjnym połowem białej ryby. Taką wizję wędkarstwa zamierzałem praktykować w tym roku i właśnie tu otrzymałem prawdziwy jej obraz. Połączenie mocnego kija karpiowego i delikatnego zestawu w stylu matchowym dało iście wędkarską ucztę, która od tego roku będzie stałym schematem moich wypadów. Nie warto ograniczać przyjemności jakie daje nam to hobby. Skoro jeździmy nad wodę kilka lub kilkanaście razy do roku warto ten czas wykorzystać w stu procentach i nie tracić go bezpowrotnie w oczekiwaniu na kolejne branie, które może przecież nie nastąpić,

Myślałem, że po zeszłym roku karpie na stałe odmienią mój stosunek do wędkowania. Wiele niepowodzeń nad wodą spowodowały, że każdy wyjazd był okupiony kolejnym stanem bezsilności. To wprowadzało element niezadowolenia i powoli odpychało od wyjazdów. Człowiek zapomniał po co tam tak naprawdę jeździ. Wypoczynek, przygoda nabycie nowych doświadczeń to powinno być głównym celem takich wypraw. Na frustrację, marazm i niezadowolenie nie ma tu miejsca. Nie po to mamy swoje pasje by nas niszczyły. Ona mają nas wzmacniać i dawać satysfakcję. Teraz już wiem… przypomniałem sobie po co tam jeżdżę… Postaram się tego już nigdy nie zatracić.

Do zobaczenia nad wodą…. Gniewosław Bosiacki

 

 

15lat …… minęło

15lat minęło ........ #PFWK Co by było gdyby ???  nie było niczego. Wiary, nadzieii i miłości. Szacunku, pasji przez prawdziwe P, szansy którą cały czas otrzymujemy, spontanicznych działań i uporu maniaka w dążeniu do celu w świecie gdzie każdy oczekuje, że za marnych...

Miłość, Szmaragd & Family VOL2 – #szmaragdowystaw

Miłość, Szmaragd & Family VOL2 Mówią, że rodziny się nie wybiera. Tą sobie wybraliśmy. Przyszywany wujek, ciocia, brat, siostra a tak naprwdę grupa obcych ludzi a jednak czasami bliższych sobie niż w przypadku połączenia więzami krwi, które często pokazują, jak...

Family Carp Gajdowe 2024

Family Carp Gajdowe 2024 Nic nie dzieje się bez przyczyny, Wszakże nagroda z "Kruszyniady Karpiowej" musi trafić w dobre ręce. Skąd ta pewność ??? 11 Lat organizacji imprez, brak problemów i zbudowany wysoki szacunek u osób związanych z tymi imprezami nie może pójść...

Jerzyn – Przyjacielskie Klimaty

Jerzyn - Przyjacielskie Klimaty Przed wyjazdem z Przemkiem pytanie " Jaki charakter wyjazdu" ? Chill - oczywiście , chciałbym nie robic nic na ile to się uda. Hmmm - ja nie mogę, ale szanuję, więc odpuszczamy, ale czy ??? Pomożesz mi ? Zrobić coś co kocham ??? co jest...

Życiowe Dobro #klasztorne

Życiowe Dobro #klasztorneZa życiówką można gonić bądź na nią cierpliwie czekać. Najlepsze w tej całej zabawie jest to, że każda forma próby jej pozyskania nie gwarantuje sukcesu, ale gdy on przyjdzie, gdy w końcu magiczna cyfra naszej wagi w amoku błędnych obliczeń...

Kolorowy Brak Snu na Czarnym Stawie

Kolorowy Brak Snu na Czarnym StawieSwojej sympati dla działań Polskiej Federacji Wędkarstwa Karpiowego nie kryję, ale przez kilka dni rozważań jak bym chciał by wyglądał ten materiał postanowiłem, że o łowisku powiem tylko tyle, że POWINNIŚMY mieć takich wód...

Dzieło powstałe z ………….. Sentymentu

Dzieło powstałe z ........... sentymentuPortal dla ludzi z pasją a przede wszystkim dla moich przyjaciół. Propozycja z kategorii " nie do odrzucenia", mająca na celu ocelenie od zapomnienia i realizacja w pewnym sensie z kategorii "Dzieło Życia", bo zważywszy na...

Dobro Klasztorne – Przewrotny Czynnik Szczęścia

Przewrotny Czynnik SzczęściaGdy kilkukrotna próba napisania tego w formie tekstowej spowodowała, iż doszedłem do wniosku, że nic innego nie napiszę niż to co powiedziałem, postanowiłem dac wybrzmieć słowom wypowiedzianym. Kilka zdjęć dla potomnych, kilka rozterek...

Český Film – VOL.2

Český Film - VOL.2Nie było roku bym nie pragnął tam wrócić. Nie było roku bym nie pamiętał o tym jak ważne są tego typu wyjazdy w całokształcie naszego karpiowego żywota, by poznać, zrozumieć, zaakceptować i nauczyć się "siebie", by w pełni móc powiedzieć, BYŁO GODNIE...

Regulamin PCM 2023

REGULAMIN PCM20231 | S t r o n aRegulamin Finału„Mistrzostw Polski w Wędkarstwie Karpiowym– Polish Carp Masters 2023”Finał zostanie rozegrany w terminie 1 – 7 października 2023 rokunad Zalewem Nielisz I. ZASADY OGÓLNE 1. Organizatorem Finału Mistrzostw Polski w...

15lat …… minęło

15lat minęło ........ #PFWK Co by było gdyby ???  nie było niczego. Wiary, nadzieii i miłości. Szacunku, pasji przez prawdziwe P, szansy którą cały czas otrzymujemy,...

czytaj dalej

Family Carp Gajdowe 2024

Family Carp Gajdowe 2024 Nic nie dzieje się bez przyczyny, Wszakże nagroda z "Kruszyniady Karpiowej" musi trafić w dobre ręce. Skąd ta pewność ??? 11 Lat organizacji imprez, brak...

czytaj dalej

Jerzyn – Przyjacielskie Klimaty

Jerzyn - Przyjacielskie Klimaty Przed wyjazdem z Przemkiem pytanie " Jaki charakter wyjazdu" ? Chill - oczywiście , chciałbym nie robic nic na ile to się uda. Hmmm - ja nie mogę,...

czytaj dalej

Życiowe Dobro #klasztorne

Życiowe Dobro #klasztorneZa życiówką można gonić bądź na nią cierpliwie czekać. Najlepsze w tej całej zabawie jest to, że każda forma próby jej pozyskania nie gwarantuje sukcesu,...

czytaj dalej

Kolorowy Brak Snu na Czarnym Stawie

Kolorowy Brak Snu na Czarnym StawieSwojej sympati dla działań Polskiej Federacji Wędkarstwa Karpiowego nie kryję, ale przez kilka dni rozważań jak bym chciał by wyglądał ten...

czytaj dalej