Zawodowo rzecz biorąc
Ja niżej podpisany urodziłem się z wędką 🙂 – bezwzględnie tak było.
Od pieluch byłem zabierany przez ojca nad wodę , choć później jak by wędkarstwo dla młodego człowieka ogarniętego szałem buzujących hormonów nastolatka zeszło na dalszy plan. Nawet bardzo dalszy. Po długiej przerwie postanowiłem powrócić do tego sportu. Standardowo , pierwsze kroki po latach , spławik , lekki gruncik, by zauważyć , że czegoś mi brakuje w takim delikatnym łowieniu. Dookoła trwała wielka ekspansja Karpiowej Subkultury, którą gdzieś dyskretnie obserwowałem.
To coś dla mnie. Na Horyzoncie pojawił się rozwijający swoje skrzydła lokalny „Gang Karpiarzy”. Zawsze chciałem być w jakimś gangu – hehehehehe. Uzbrojeni byli po zęby , lecz ich oręż był lekko dziwny, bynajmniej inny od wyobrażeń o „gangsterce” jaką można w Ojcu Chrzestnym zobaczyć. Początki wędkarza karpiowego są trudne. Wszystko jakieś lekko dziwne, pełne „plasticzków” niewiadomego zastosowania nie mówiąc o ich mało oczywistemu sposobowi obsługi. Tutaj z pomocą przyszła ekipa „Gangsterów” , dzięki której zdobywałem pierwsze szlify w karpiowym kunszcie, za co na zawsze pozostanę wdzięczny.
Oczywiście zaowocowało to wieloma wspaniałymi znajomościami a poza wędkarstwem, pasją do fotografii.
Pierwsze zasiadki , pierwsze sukcesy i cały czas zdobywane doświadczenie pozwoliło mi coraz odważniej stąpać po karpiowym szlaku by odsłonić przede mną swoją bardzo barwną odsłonę – mam tu na myśli rywalizację zawodniczą , uczestnictwo w zawodach, które to stało się dla mnie w kontekście całokształtu wędkarstwa karpiowego najważniejsze.
Zapewne znajdzie się taka grupa spośród nas która wiedzie podobny żywot, i tutaj nie jestem odosobnionym przypadkiem. Zawodnicze zmagania są dla mnie ta formą „karpiowania” które wbrew pozorom pozwalają w jak największym stopniu uciec od szablonowego jego wymiaru.
Dla większość zawody są imprezą towarzyską, spotkaniem ze znajomymi , integracją a ja traktuję je zawsze poważnie. Idę do przodu , rozwijam się i chcę odnosić sukcesy. Szukam sposobu by podczas zawodów mieć jak największa kontrolę nad rozwojem sytuacji. Czasami jest to różnie odbierane. Jednak kto mi zabrania w takiej formie do tego podchodzić???? Rywalizacja wytwarza we mnie adrenalinę która dodaje dodatkowego smaczku mojemu karpiowaniu.
Początki były chyba trudniejsze niż samo wdrożenie się w karpiowanie. Podczas rozmów ze znajomymi wielokrotnie słyszałem.
„Ja na zawody????? – z czym do ludu, nie mam sprzętu, umiejętności , boję się kompromitacji – w sumie tak też to odczuwałem. Doświadczenie niewielkie, sprzęt z najniższej półki. Nawet segment przynętowo zanętowy też nie najwyższych lotów, i jak tu żyć? Tak naprawdę to chyba nawet się tego wstydziłem, jednak chęć rywalizacji była silniejsza. Przed pierwszy mi zawodami rozstrój emocjonalny , pomieszany z rozstrojem organizmu by nie powiedzieć kolokwialnie „sraczką” , by na miejscu spotkać ludzi takich samych jak ja , mających podobny arsenał ale chyba zdecydowanie mniejsze parcie na szkło.
Pierwsze zawody, a zarazem początek tego wszystkiego odbyły się na zaproszenie Maćka Kamińskiego. Impreza pod nazwą „Rozpoczecie Sezonu PFWK”, która odbyły się na „Dębinie” w Poznaniu. Impreza bardziej integracyjna, ale z nutką rywalizacji a może nawet z NUTĄ, bynajmniej w moim przypadku. Niestety ten start nie przyniósł mi żadnego sukcesu, ale już w trakcie wiedziałem, że to jest to co pokocham. Po powrocie szybka analiza kalendarza z zawodami, by wstrzelić się w jakiś termin. Wybór padł na kolejną imprezę organizowaną przez wspomnianą wcześniej Federację. Do startu udało mi się namówić Kamila Spławskiego . Celem naszej wyprawy było jezioro w Przytocznej. Mały, ale bardzo urokliwy zbiornik z pięknymi rybami. Zawody odbywały się w formie rzutowej ,co dla mnie było w pewnym sensie nowością. Po losowaniu okazało się , że najatrakcyjniejsze miejsce mamy blisko linii brzegowej, a więc nie mieliśmy problemów przy nęceniu.
Tylko ja wiem, i teraz się do tego przyznaję, iż wielkim rozczarowaniem był fakt, że po raz kolejny oprócz super towarzystwa, jakiś tam doświadczeń, nic innego nie wywiozłem z tego startu. Jednak ta porażka jeszcze bardziej mnie zmotywowała do działań. Pokazała aby się nie poddawać i szukać przyczyn niepowodzeń.
Po jakimś czasie ponownie odezwał się we mnie TEN GŁOS , „SZUKAJ TERMINU – SZUKAJ PARTNERA”. Po namyśle, telefonie , tym razem do do Pawła Stępnia ustaliliśmy, że razem wystartujemy w jesiennych zawodach na Gosławicach,zawody organizowane przez firmę Prologic. Wodą ta i tak chciałem odwiedzić prywatnie, a tu udało się połączyć to z zawodami,- czego chcieć więcej? .Nie wiem czy Paweł był zadowolony z mojego towarzystwa heheh, ale chyba najmilej wspominam te właśnie zawody. Całą imprezę nękałem Pawła pytaniami „, jak ,dlaczego, gdzie”.Pewnie miał już mnie dość. Po tym artykule może uzyskam odpowiedź. Ten start mogę uznać wreszcie za udany. Uplasowaliśmy się na 10 miejscu a do ostatniego poranka mieliśmy BIG FISHA. Po powrocie z zawodów – statystycznie spojrzenie w kalendarz imprez i widzę piękne czerwone koło. To termin następnej rywalizacji. Tym razem wypór padł na jez.Długie w Lisewie Kościelnym, zakończenie sezonu PFWK.
Po naukach od Pawła byłem już mądrzejszy, a mój partner Maciek Reszetarski zaprawiony od lat w karpiowych bojach musiał jako kolejny znosić moją obecność. Pierwsze przymrozki zapowiadały „porę na kabana”. Ciężka praca przy sondowaniu i szukania tego jedynego miejsca, gdzie ta bestia się pojawi NIESTETY nie przyniosła wymarzonej ryby, ale na pewno dużo mnie nauczyła. Coraz bardziej przykładałem się do pracy i o dziwo byłem bardziej wytrwały co chyba pokazywało pewność i wiarę w to co robię. Zacząłem rzadziej przewozić zestawy,i bardziej przywiązywać uwagę do miejsca w których je kładę , niż szukać tej „złotej kulki”. Podczas poszukiwania celu kolejnej rywalizacji, uwagę przykuła informacja o zawodach na Pogorii III. Woda piękna i duża, ponad 300h lustra wody.Tym razem za kompana obrałem Tomka Szałkowskiego. Po przybyciu nad wodę aż się przestraszyłem. Co ja tu robię ,toć to jest morze.Ale co , ja nie dam rady???? Potężny progres wiary w siebie. Po kilu godzinach sondowania wyznaczyłem miejsca. Zostało tylko położenie zestawów i oczekiwanie…………..długie oczekiwanie. Wylosowaliśmy tak zwany „sektor śmierci”. Przez całe zawody była tylko jedna ryba w tym sektorze i to w dodatku 2kg. Nie pozostało nic tylko wyciągnąć wnioski. Czy ja mam po prostu pecha,czy może coś robię źle.Te zawody trochę mnie zdołowały, ale ta stagnacja szybko minęła i na horyzoncie pojawiła się wizja kolejnego startu w imprezie. Przeczytałem zapowiedź zawodów organizowanych przez LKK. Standardowo wysłanie e-maila i jestem na liście startowej.
Pozostał wybór partnera. Nie powiem, że było łatwo, ale jakoś się udało. Niestety po zmianie zbiornika przez organizatora, mój kolega się wycofał. Ja podjąłem decyzje że wystartuję sam. Chęć rywalizacji przezwyciężyła wszystkie niepowodzenia związane z tym wyjazdem. Na miejscu okazało się woda jest po prostu super. Malowniczo położona, w środku lasu, stary polodowcowy zbiornik z pięknymi amurami.Pech chciał ze trafiliśmy na tarło. Ale możliwość popływania po kolejnym nieznanym zbiorniku i przez te 4 dni kombinowania jak przechytrzyć azjatę ,pomogły mi w zapomnieć moich dotychczasowych niepowodzeń. Niestety nie pomogło szukanie nowych miejsc, zmiany smaków przynęt i zanęt oraz zestawów .Skończyło znowu bezrybnie. Pocieszało mnie to że już za 2 miesiące następne zawody. Tym razem mniejsza impreza na Szmaragdowym Stawie. Zawody stara metoda .Wszystko z brzegu. Impreza podzielona na dwie tury,czerwiec i sierpień. Moim towarzyszem dobrze znanej niedoli został Radziu Skawiński. Bałem się tego typu rywalizacji. Jak do tej pory nie miałem większego doświadczenia w nęceniu i sondowaniu wędką, ale o dziwo bardzo mi się to spodobało.Fakt, że nie byłem tak do końca przygotowany na ten sposób walki ale jakoś się udało. Widać, że dotychczasowe nauki nie poszły w las, a imprezę zakończyliśmy na 6 miejscu. To utwierdziło mnie w decyzji że w sierpniu też tu zawitam. Sierpień jak i wcześniej czerwiec przywitał na piekłem. Upał był nie do zniesienia, ale chęć rywalizacji i chęć zwycięstwa była chyba silniejsza.
Kolejny wyjazd i kolejne nadzieje. To był chyba w końcu ten jedyny i tak długo oczekiwany czas .Zaczęliśmy grubo, 15kg na macie, rankiem czwóreczka na dokładkę. Po przypadkowym ściągnięciu mojego zestawu przez kolegów obok musiałem przewieźć zestaw. Ręka z niebios pomogła chyba mi go położyć.
Dokładnie w momencie jak zakończyłem prace przy wędce, trzymajac jeszcze „swinger” w dłoni, odzywa się syganlizator – jedzie jak pociąg. Po 30 minutach , zaprzyjaźnia się z podbierakiem piękny lustrzeń. Waga pokazuje równe 17 kg. Wychodzimy na prowadzenie i mamy na tą chwilę BIG FISHA a zarazem nowe PB. Dzień staje się rewelacyjny, ale co zarazem niesie we mnie narasta jeszcze większe ciśnienie – a myślałem , ze bardziej się nie da. Jeszcze doba zawodów, każdy może pobić mojego BF. Za każdym razem jak widziałem kolegów jak podbierali rybę to modliłem się tylko aby nie była większa.
W końcu nadszedł upragniony sygnał zakończenia zawodów. ,JEST, JEST, JEST, udało się .Wygraliśmy pierwsze i mam nadzieję że nie ostanie zawody, bynajmniej MOJE PIERWSZE, a w dodatku największa ryba zawodów. Podwójna wygrana. Uczucie nie do opisania, po tylu startach i niepowodzeniach nadszedł ten MÓJ WIELKI DZIEŃ. Był jeszcze mały epizod w mojej osobie na PCM. Tam wraz z Kamilem i jego tatą udało się nam zakończyć te prestiżowe zawody w połowie stawki. Jak dla mnie był to sukces, na tej imprezie nie ma przypadkowych osób, startują najlepsi z najlepszych 🙂 Ale jednak te pierwsze wygrane zawody pozostaną w pamięci. Właśnie wtedy utwierdziłem się , że mogę stać się jeszcze lepszy w tym co robię, i że w końcu to wszystko przyniosło oczekiwany efekt. Z każdych zawodów wracałem dużo mądrzejszy, zaczynałem widzieć co na poprzednich robiłem źle, co muszę zmienić.
Dochodzę do wniosku, iż chyba tylko zdrowa rywalizacja daje nam kopa abyśmy się rozwijali.
Pewnie większość pomyśli ,że jestem wariatem. Niestety ja tak mam. Kocham rywalizację ,to ona mnie pcha do dalszego rozwoju,a mam nadzieję, że nigdy mi to nie przejdzie. W końcu i ja odkryłem swój wędkarski SENS ŻYCIA
Adam *Zawodowiec Gralak
*- przyp. Sens Życia Team
15lat …… minęło
15lat minęło ........ #PFWK Co by było gdyby ??? nie było niczego. Wiary, nadzieii i miłości. Szacunku, pasji przez prawdziwe P, szansy którą cały czas otrzymujemy,...
Miłość, Szmaragd & Family VOL2 – #szmaragdowystaw
Miłość, Szmaragd & Family VOL2 Mówią, że rodziny się nie wybiera. Tą sobie wybraliśmy. Przyszywany wujek, ciocia, brat, siostra a tak naprwdę grupa obcych ludzi a jednak...
Family Carp Gajdowe 2024
Family Carp Gajdowe 2024 Nic nie dzieje się bez przyczyny, Wszakże nagroda z "Kruszyniady Karpiowej" musi trafić w dobre ręce. Skąd ta pewność ??? 11 Lat organizacji imprez, brak...
Jerzyn – Przyjacielskie Klimaty
Jerzyn - Przyjacielskie Klimaty Przed wyjazdem z Przemkiem pytanie " Jaki charakter wyjazdu" ? Chill - oczywiście , chciałbym nie robic nic na ile to się uda. Hmmm - ja nie mogę,...
Życiowe Dobro #klasztorne
Życiowe Dobro #klasztorneZa życiówką można gonić bądź na nią cierpliwie czekać. Najlepsze w tej całej zabawie jest to, że każda forma próby jej pozyskania nie gwarantuje sukcesu,...
Kolorowy Brak Snu na Czarnym Stawie
Kolorowy Brak Snu na Czarnym StawieSwojej sympati dla działań Polskiej Federacji Wędkarstwa Karpiowego nie kryję, ale przez kilka dni rozważań jak bym chciał by wyglądał ten...
Dzieło powstałe z ………….. Sentymentu
Dzieło powstałe z ........... sentymentuPortal dla ludzi z pasją a przede wszystkim dla moich przyjaciół. Propozycja z kategorii " nie do odrzucenia", mająca na celu ocelenie od...