Więzień Sukowa vol1
Każdy no dosłownie każdy z karpiarzy ma swoją ulubioną wodę, wodę na której stawiał swoje pierwsze kroki, uczył się, która najbardziej mu pasuje, na którą ma najbliżej, którą po prostu zna. Nie inaczej jest w moim przypadku również mam takie miejsce i nie trudno zgadnąć zadawszy sobie trud przeczytania niniejszego tytułu iż jest to Suków. Dość oczywiście oklepany temat w moim wykonaniu i w różnej formie przedstawiany. Tym razem napiszę coś więcej i postaram się przynajmniej na najdłuższy możliwy czas zamknąć w moim wykonaniu temat tej wody.
Opiszę Wam za to inne rzeczy tak aby np. przy porannej kawie jeżeli ktoś ma ochotę i użyje jednej z kończyn górnych do kliknięcia myszy miał możliwość poczucia tego co ja czuję pisząc i opowiadając o tej jak wyżej napisałem mocno „oklepanej” wodzie.
Tak więc – oczywiście zdania nie zaczyna się od „tak więc” – toteż tak więc ? napiszę co chcę poruszyć.
Pierwszym punktem będą problemy tego akwenu według mojego postrzegania świata, drugim punktem będzie opis jak uczyłem się tej wody i do jakich przemyśleń taktyczno-łowczych ta nauka mnie doprowadziła, trzeci i ostatni opis moich połowów przez okres, o którym wiedzieć nie możecie a szczerze mówiąc był zabójczo ciekawy przynajmniej w sferze karpiowej podniety her autora Krzysztofa.
To atakujemy aby czasu nie marnować bo przecież kawa stygnie, a jak wiadomo zimna kawa jest do ……..
Nie ma wody bez problemów i nie ma grupy ludzi w tym przypadku należących do „szczęśliwców” mogących na niej łowić czy też ogólnie wędkarzy o największym procencie odwiedzalności danego miejsca. Historii powstania łowiska ani trajektorii lotu łyżki kopiącej dno przytaczać Wam nie będę opisując krótko kopalnia piachu jeszcze nie dawno czynna teraz już nie. Problemów rzecz jasna musi być całe mnóstwo i na dwie części je rozbić należy, a mianowicie problemy związane z rozwojem flory i fauny której zanik doprowadza do ubogiej możliwości własnej łowiska (bez ingerencji z zewnątrz) oraz problemy czysto ludzkie związane z zarządzeniem grupą ponad 200-stu osób mających jak wiadomo własne cele, potrzeby i swój czasem wyjątkowo trudny sposób rozumowania.
Ad. 1 – Ubogość naturalna wody. Nie jest żadną tajemnicą, że aby wędkarz był zadowolony to ryb nałowić musi i wychodząc z tego jakże banalnego w swej prostocie założenia od lat koło które opiekuje się w/w wodą znacznie ją zarybia. Zarybiać niestety musi wydając większość pieniędzy z funduszy rocznych ponieważ sama w sobie woda mało jest w stanie wytworzyć ryb „własnych”. Przyglądając się poszczególnym gatunkom możemy łatwo podsumować:
Karp – jako główna ryba (priorytet) wędkarzy na Sukowie dzieli się na dwie grupy – karp mały i karp duży – duży jest pod ochroną i zabierać go nie wolno (górny wymiar 55cm), realia oczywiście są jakie są i nie wiedzieć czemu samotne rybie głowy po lasach się pałętają odnajdywane przez wędkarzy/grzybiarzy.
Ogólnie woda pełni swoistego rodzaju przechowalnik dla dużych karpi dostających czy chcą czy nie chcą miejsce do życia aby sprostać rządzą wędkarzy „karpiarzy” (mnie oczywiście zaspokojenie takie jest potrzebne tak więc i zwolennikiem przechowalnika jestem). Problem tylko którego się boję to nadmierne wpuszczanie dużych ryb, które wyjałowią wszystko bo przecież ich wielkość żołądka do przeciętnych nie należy. Mały karp jest rybą przesadnie zarybianą (zarybienia kilkutonowe) co oczywiście wpłynęłoby na zniwelowanie wszystkiego w wodzie co nadaje się do jedzenia ale tu szczęśliwym paradoksem staje ze swymi umiejętnościami wędkarz „mięsiarz” i na spółkę z dużym sumem w przeciągu trzech miesięcy są w stanie skonsumować nawet do 3-4 ton takiego karpika. Kolejną rybą jest dla mnie leszcz, który co historia zbiornika pokazuje nie bardzo sobie radzi na tej wodzie, gdyż bez zarybień z zewnątrz zanika. Trudno mi się doszukiwać powodu takiego stanu rzeczy gdyż ichtiologiem nie jestem są to jednak fakty i leszcz bez pomocy z zewnątrz najnormalnie wypada z gry.
Płoć – ryba jak, że potrzebna stanowiąca pokarm dla drapieżników i ceniona mimo niewielkich rozmiarów przez wędkarzy (idealna ryba dla zawodów spławikowych lub też najogólniej do zabawy spławikówką) – ryba nie radzi sobie kompletnie i wręcz zanikła w zbiorniku, dopiero zarybienia zaczęły przywracać jej bytność.
Szczupak – ryba sztandarowa wśród drapieżników, która kiedyś lat temu wiele radziła sobie świetnie, po czym prawie że znikła teraz mocno odbudowywana zarybieniami.
Sum – wróg sukowskich karpiarzy – co w moim mniemaniu jest idiotyczne, gdyż nigdy nie wiadomo czy Ci sami karpiarze za chwilę nie będą sumiarzami. Problem z sumem jest oczywisty potrzebuje on jeść, a że wpuszcza mu się co roku mnóstwo małego karpia toteż i sum na tej wodzie ma raj – no prawie raj bo przez to że je karpia czyli żyć chce jest wrogiem pozbawionym wszelkich limitów i wymiarów.
Tołpyga – ryba śmiesznie zbędna w Sukowie żyjąca w wielkościach około 20kg/sztuka ponoć wiele. Wypowiedziano jej wojnę i siecią próbują ją wyłowić sami wędkarze a konkretnie zarząd tych wędkarzy – pewnie i słuszne choć wiem że łowienie siecią jest na tyle kontrowersyjne, że problemów z tym wzrastać będzie wiele.
Reszta gatunków jest w moim przekonaniu mniej ważna i skupiać się na niej zamiaru nie mam.
Przejdę więc do roślin. Suków był kopalnią po pierwszych latach swego istnienia jako łowisko zaczął intensywnie zarastać tworząc idealne warunki do rozwoju ryb oraz drobnoustrojów, słowem łańcucha pokarmowego. Niestety przyszła tragedia a mianowicie rok bodajże 1998 czyli wielka powódź. Nie wielka rzeczka zaczęła zalewać pobliską wieś (chyba nie ma zdziwienia jak napiszę że wieś to Suków) i aby ratować mieszkańców wojsko przekopało/wysadziło korytarz od rzeki do zbiornika. Zbiornik przejął wody powodziowe i podniósł swój stan o około 2m – woda jak wiemy w takich razach ma postać zbliżoną do koloru kawy z mlekiem i nie dopuszczając światła przez długi okres czasu doprowadziła do obumierania roślin. Wędkarze wykorzystali moment i w swej głupocie nasypali ileś tam ton wapna do wody wybijając rośliny do zera. Zniszczyli przeszkodę do holu ale zniszczyli prosperujący łańcuch pokarmowy – zniszczyli wodę.
Suków od dwóch lat powoli zarasta, głównie z uwagi na koniec działalności koparek, roślinność zaczyna pokrywać przybrzeżne płytsze strefy tego głębokiego zbiornika. Zarząd mądrze stara się pomóc wodzie „zarybiając” ją korzeniami, drzewami również iglastymi a w planach ma sadzenie roślin. Przeszkodą są letni jak My to nazywamy „kąpacze” którzy rujnują odbudowującą się roślinność, lecz jesień zeszłego roku pokazała, że roślinność zaczyna wygrywać. Płoć skupia się wokoło tego schronienia, za nią podążają drapieżniki (głównie szczupak i okoń), na roślinach znajdą miejsce ślimaki, larwy owadów itp. Zatopione korzenie drzew, iglaste gałęzie wspólnie z odradzającą się moczarką tworzą tarliska – nadzieja po wielu latach zaczyna wracać i głupota poprzedników wydaje się być odbudowywana.
Oprócz rozwoju wody grupą problemową jest na pewno grupa ludzi. Nie jest tajemnicą aby sterować kimkolwiek trzeba mieć dużo siły, masę cierpliwości i wyjątkowo mocny charakter. Ludzie postrzegają wszystko na swój indywidualny sposób co jest oczywiście głównie zaletą bo dzięki temu przynajmniej ideologicznie rozwój jest nieuchronny. Jednakże z drugiej strony a może właśnie z pierwszej patrzą przez pryzmat swoich potrzeb.
Te potrzeby kierują ich do działania w obronie swoich wizji, sposobów patrzenia itp. Kierują ich głównie też do krytyki a rzecz jasna do krytyki zarządu lub grupy znienawidzonej (grupy odmiennego spojrzenia). Przykładów może być wiele, ale dla zobrazowania przytoczę jeden najbardziej nam bliski, a mianowicie wojna karpiarz-mięsiarz.
Popatrzmy z naszej perspektywy – naszą potrzebą jest łowienie dużych karpi przy ideologii „no kill” co zresztą jest zrozumiałe bo karpi dużych wiele nie jest i jeżeli byśmy je zabijali to zaraz nie mielibyśmy co łowić. Naszym wrogiem więc staje się człowiek co nam tą rybę zabija. Popatrzmy z perspektywy mięsiarza – jego potrzebą jest jedzenie ryb co umożliwia mu regulamin i czego on chce bo jeść ryby lubi. Wrogiem więc jest jego ten, który tłucze mu do łba, że ryby winno się wypuszczać czyli karpiarz.
Mamy więc konflikt potrzeb który nie wolno zaostrzać tylko trzeba go rozwiązać głównie z uwagi iż tworząc razem jedną grupę opiekującą się wodą trzeba działać wspólnie aby wspólnie osiągnąć jak najwięcej. Rozwiązanie, na Sukowie – karp zarybieniowy dla mięsiarzy jest po to aby mogli go sobie zabrać i zostawić w spokoju ewentualny przyłów jakim jest duży karp + gatunki inne możliwe do zabierania w świetle regulaminu. Lecz w tym przypadku zresztą jak i każdym pojawia się wiele zmiennych. Po pierwsze kłusownictwo czyli zabieranie pomimo zakazu dużych ryb przez grupę mięsiarzy, po drugie zabieranie małych karpi przez grupę karpiarzy i doprowadzenie do szybkiego wyeliminowania małego karpia z wody – efekt jest taki że powstaje nisza, którą tylko częściowo wypełniają inne gatunki. Wędkarz mięsiarz ma problem gdyż nie ma co łowić a koła nie stać na kolejne zarybienie. W takim przypadku a dzieje się tak co roku następuje sytuacja patowa bez rozwiązania powodująca zaostrzanie konfliktu i niechęć do zarządu oraz regulaminu. Rzecz jasna same grupy sobie winne gdyż mięsiarze nadmiernie eksploatują zbiornik doprowadzając do zbyt szybkiego wyłowienia ich celu wędkarskiego czyt. Małego karpia. Karpiarze promujący ideę „no kill” w większości są zakłamani i nie wiele mają wspólnego z nie zabijaniem ryb i kółko się zamyka. Dlatego też bycie zarządem koła nie może być funkcją jest ono wyzwaniem.
Do tego dochodzi postrzeganie spraw na tyle sposób ilu jest członków koła, a specyfika bycia wędkarzem doprowadza do tego iż każdy uważa się za zbawiciela i wszechwiedzącego arcy-uczonego nie widząc w większości iż wywołuje problem choć z drugiej strony wyartykułowanie swoich spostrzeżeń jest jak najbardziej na miejscu ale szanowane czego totalnie brakuje może być tylko wtedy gdy jest ono logiczne i choć trochę twórcze.
Ad2. Od nie miłych rzeczy musiałem zacząć bo ta woda bez nich nie istnieje i wierzcie bądź nie czasem aż nie miło się myśli o tym wszystkim wyjmując wędki z pokrowca i patrząc jak pielgrzymka zawistników lezie ku mnie. Przecież jednak to już adoracja cwaj a to znaczy, że przechodzimy do rzeczy przyjemnych związanych z naszym zbytnio wyidealizowanym hobby jednakże wpływającym co dziwnie kojąca na nader sfrustrowane (przynajmniej u mnie) samopoczucie. Zacznę opowiadanie o moim „rozklepaniu” tej wody i od przypomnienia że kawa się Wam pewnie skończyła a żeby nie namawiać na niezdrowe jej ponowne picie proponuję herbatę.
Wśród karpiarzy co oczywiste jest wielu specjalistów od poddziedzin tego dość jednak niszowego podgatunku. Co mam na myśli? – a mianowicie to, że niektórzy specjalizują się w robieniu kulek, inni znają wszystkie trybiki i najmniejsze elementy w całej linii kołowrotków np. daiwy, jeszcze są arcy-specjaliści od wiązania przyponów i pewnie jeszcze kilka podgrup, które mnie interesują dość względnie i tylko po to aby było bo przecież być musi. Jeżeli jednak ja miałbym się zakwalifikować to przede wszystkim nie nazwę się specjalistą a kwalifikując umieszczę się w wędkarzu, który stara się zrozumieć wodę na której łowi, wyszukać miejsca – jednym słowem rozwalić akwen tak aby namierzyć w nim ryby.
Z Sukowem było tak: początki naszego karpiowania zlokalizowały nas na tzw. brzegu wysokim (no przynajmniej udane początki) łowienie było bardzo proste – za pomocą kobry umieszczaliśmy kulki w łowisku około 70-80m od brzegu na głębokości około 1,5m i łowiąc z rzutu co drugi dzień byliśmy nad wodą. Wspominam tamte wyjazdy z ogromnym sentymentem – pierwsze odjazdy, pierwsze duże ryby na tej wodzie. Duże toteż pojęcie względne, ale dla nas wtedy wszystkie były duże nawet te 3-kilowe. Była to jesień a my łowiliśmy od początku września do połowy października. Po zimie w maju postanowiliśmy powtórzyć to co na jesieni przyniosło nam tyle radości. W pierwszej zasiadce z dwóch wyniki nie był oszałamiający ale można użyć stwierdzenia nie było źle, jednak za tydzień przez cztery doby nie mieliśmy żadnego kontaktu z rybą a na domiar złego wędkarze ze stanowiska obok nałowili się porządnie. Bolała taka porażka, ale cóż przecież w tej profesji tak po prostu jest.
Mijały kolejne lata a wraz z nimi przestawialiśmy się w kolejne miejsca – na początku tkwiliśmy na płytkiej części zbiornika wychodząc z założenia, że ciepłolubne karpiowe bestie wolą podgrzaną wodę niż zimną głęboką toń. Wyniki były różne raz łowiliśmy raz nie. Raz łowił jeden a raz drugi. Natomiast najdziwniejsze było to, że zawsze brania były ze strony otwartej (tej głębszej) zbiornika. W początkach uważaliśmy to za zwykły zbieg okoliczności, lecz coraz częstsze ponawianie się owej sytuacji zaczęło nie tyle co nas nurtować, lecz być zagadką niezbędną do odkrycia.
Rozwiązanie nie przyszło od razu ale poprzez zmianę stanowisk do coraz bardziej otwartej oddalonej od brzegu części zaczynało się rysować dość wyraźnie. Aż do tego stopnia iż wiemy którymi kanałami ryby się przemieszczają, gdzie mają swoją ostoję i co najważniejsze jak je łowić mając nawet do kilkunastu brań na dobę!
Oczywiście nie zawsze musi być malinowo i nasze wyjazdy nie zawsze obfitują w miażdżące wyniki ponieważ działa na to wiele zmiennych: karpie stają się z roku na rok ostrożniejsze, łowisko zarasta a tym samym się zmienia i dostarcza nowych czasem okresowych żerowisk, silne zarybienia powodują chwilowe zachwianie regularności żerowej poszczególnych grup/stad karpi, jesienno-wiosenne odłowy sieciami tołpyg również destabilizują sytuację żerową, zmniejszana liczba dużych karpi poprzez łamanie regulaminu i zabijanie siłą rzeczy musi też wpływać na wyniki.
Nie będę jednak pisał ciągle co może wpłynąć, a co nie na to czy ryby mi biorą czy też mogę sobie pospać. Przejdę szybko do tego jak moim zdaniem zachowują się karpie na zbiorniku i jak tłumaczę sobie dawne a nawet teraźniejsze nie powodzenia.
Zbiornik nie jest w pełni udostępniony do wędkowania w jego najszerszej części jeden z brzegów tworzący coś ala kąt zbiornika wydzielony jest z łowienia i nie ma możliwości tam położyć tam zestawów – oprócz zawodów. Korzystając z zasady gdzie rybie najbezpieczniej tam właśnie ona będzie dość szybko można wywnioskować iż tam jest jej ostoja. Akwen jest wyrobiskiem piaskowym czyli podchodzi pod grupę o nazwie „żwirownie” – charakterystyka takich wód jest dosyć prosta: woda bardzo czysta, dno w większości twarde, roślinność razem ze strefą litoralu w znikomej formie, dno bardzo nie równe z licznymi uskokami, górkami, blatami i podwodnymi rowami. W takich zbiornikach ryby przemieszczają się tzw. „korytarzami” wzdłuż spadów, wzdłuż górek do swoich naturalnych żerowisk. Ponieważ woda poddana jest dużej presji i przezroczystość jej sięga w porach zimnych nawet do 3m ryby w przeciągu dnia rzadko opuszczają swoją ostoję (zdarza się tak głównie w dni pochmurne i wietrzne kiedy lustro wody jest mocno pofalowane). Noc staje się dla sukowskich karpi czasem żeru i czasem, w którym istnieje dla nich duże ryzyko wizyty na lądzie.
W takiej sytuacji kluczowym stało się maksymalne zbliżenie do „karpiowego kąta” oraz znalezienie tras/korytarzy którymi ryby się poruszają. Nie można dopuścić aby pomiędzy naszym stanowiskiem a trasą ryb znalazł się inny wędkarz gdyż wtedy równie dobrze można spakować wędki i jechać do domu co tłumaczy nasze nie powodzenia z lat poprzednich gdzie brania były tylko na jedną skrajną wędkę lub miała je załoga stojąca obok.
Klasyką na tego typu zbiornikach jest odnalezienie górki w pobliżu trasy karpiowej, zanęcenie, postawienie zestawów i czekanie na branie. Taka taktyka sprawdza się ale nie jest tak efektywna jak ta którą opracowaliśmy. Stawiamy zestawy nie na górkach na mniejszej głębokości powiedzmy 2-4m tylko na dole „korytarza” ,
z boku górki, w dolnej części spadu – zbliżamy się do karpi a im łatwiej jest żerować nie musząc się „wspinać” 10m wyżej. Zamykamy trasę czterema wędkami stawiając je po skosie i oddalając nawet do 10m każdą.
Jest oczywiście wiele zmiennych jak pisałem wyżej. Okresowe zarybienia małą rybą uniemożliwiają stosowanie czegokolwiek małego – leszcze i małe karpie zniszczą cały plan gdy tylko użyje się kulek miękkich, mniejszych od 20mm, pelletu lub ziarna.
Pojawiająca się roślinność wraz z odtwarzaniem populacji płoci i leszcza tworzy tarliska na których karp okresowo żeruje zmieniając drastycznie trasy swoich wędrówek.
Połowy siecią są wstanie zniwelować żerowanie nawet do kilku dni. Populacja karpi maleje, a te które zostają poprzez częsty kontakt z haczykiem stają się ostrożniejsze i wymagają coraz to dłuższego okresu nęcenia oraz przełamywania zapachu kulek co zauważyliśmy delikatnie odmienia łowienie bo nie chodzi o jedno czy dwa brania na noc tylko chodzi o ich kilka. Przyszedł też z pomocą dłuższy włos nawet do 3cm choć tutaj są opinie podzielone lecz coś w tym musi być skoro liczba brań nawet w porze dziennej uległa zwiększeniu.
Po tych wszystkich przemyśleniach i całkowitym znużeniu czytelnika moimi wywodami od których „łeb mnie czasem pęka” przejdę do rzeczy przyjemniejszej………..
Krzysztof „Woziu” Woźniak
Miłość, Szmaragd & Family VOL2 – #szmaragdowystaw
Miłość, Szmaragd & Family VOL2 Mówią, że rodziny się nie wybiera. Tą sobie wybraliśmy. Przyszywany wujek, ciocia, brat, siostra a tak naprwdę grupa obcych ludzi a jednak...
Family Carp Gajdowe 2024
Family Carp Gajdowe 2024 Nic nie dzieje się bez przyczyny, Wszakże nagroda z "Kruszyniady Karpiowej" musi trafić w dobre ręce. Skąd ta pewność ??? 11 Lat organizacji imprez, brak...
Jerzyn – Przyjacielskie Klimaty
Jerzyn - Przyjacielskie Klimaty Przed wyjazdem z Przemkiem pytanie " Jaki charakter wyjazdu" ? Chill - oczywiście , chciałbym nie robic nic na ile to się uda. Hmmm - ja nie mogę,...
Życiowe Dobro #klasztorne
Życiowe Dobro #klasztorneZa życiówką można gonić bądź na nią cierpliwie czekać. Najlepsze w tej całej zabawie jest to, że każda forma próby jej pozyskania nie gwarantuje sukcesu,...
Kolorowy Brak Snu na Czarnym Stawie
Kolorowy Brak Snu na Czarnym StawieSwojej sympati dla działań Polskiej Federacji Wędkarstwa Karpiowego nie kryję, ale przez kilka dni rozważań jak bym chciał by wyglądał ten...
Dzieło powstałe z ………….. Sentymentu
Dzieło powstałe z ........... sentymentuPortal dla ludzi z pasją a przede wszystkim dla moich przyjaciół. Propozycja z kategorii " nie do odrzucenia", mająca na celu ocelenie od...
Dobro Klasztorne – Przewrotny Czynnik Szczęścia
Przewrotny Czynnik SzczęściaGdy kilkukrotna próba napisania tego w formie tekstowej spowodowała, iż doszedłem do wniosku, że nic innego nie napiszę niż to co powiedziałem,...