Z przedwiośnia part2
Zastanawiające jest to , że generalnie świat postrzega wędkarstwo jako sposób pozysku czegoś na kolację. Czas pokazać światu w jak wielkim jest błędzie. Czas nalać sobie drugą szklanicę dobrego trunku który niczym portal teleportacyjny przeniesie nas na kolejną zasiadkę z człowiekiem, który wchodząc na żółtą ścieżkę kreśloną na zielonym tle swojego życia, ukochał sobie chwile samotności by później nimi nas uraczyć……………
Ostatni tydzień kwietnia.
Dokładnie dwudziestego trzeciego. To po raz kolejny jednodniowy wypadzik. Nad woda jestem cos koło siódmej. W zeszłym tygodniu zaobserwowałem spław karpia pod wyspa i wybieram miejscówkę z której będę miał w miarę łatwy rzut w te okolice. Całkiem mi to na rękę, bo jestem zmęczony, a do miejsca mam niedaleko od samochodu. Dokładnie tu siedziałem ósmego kwietnia. Tylko teraz jakby inaczej..
Plecak, krzesełko, kilka wędkarskich drobiazgów w składanej macie, no i oczywiście wędki. Jeden z większych i cięższych bagaży to chyba foto torba. Ale co zrobić, zachciało się pstrykać ładniejsze zdjęcia, to i trzeba podźwigać. Nie będę marudził, efekty bardzo mnie cieszą, wiec jakoś to znoszę. Na jeden dzień , ciągle zabieram się z samochodu na raz i bez taczki. Jest dobrze i nie trzeba nic więcej odchudzać.
Dość szybko i sprawnie zestaw ląduje we wcześniej upatrzonym miejscu. Zanim to jednak robię rzucam kilka razy samym ciężarkiem i staram się wybadać dno. Jest w miarę twardo ale nie ma „kamienia na kamieniu”, czyli dla mnie dobrze. Siadam na krzesełku sięgam po termos i wpatruje się na zmianę w niebo i wodę. – To będzie piękny dzień. Jest bezchmurnie i delikatnie wieje z południowego zachodu. Będzie ciepło. Wychylam kubek kawy i mam zamiar posłać do wody druga wędkę, gdy wtem piiiiii. Odjazd, chyba pierwszy w tym roku tak agresywny i długi. Dębieje na moment, ale szybko odnajduje się w sytuacji i w konsekwencji holuje rybę. Jest silna i ostro ciągnie w stronę zatopionych gałęzi w okolicy wyspy. Szybko udaje mi się wymusić zmianę kierunku i ryba odchodzi z hamulca na otwarta wodę. Po chwili się meczy i podciągam ja do brzegu, gdzie ostatnimi silami próbuje jeszcze zaliczyć podtopione krzaki, raz po raz z lewej i prawej. Po którymś odjeździe udaje mi się ja podebrać . Zaglądam do podbieraka i na mej twarzy rysuje się radość. To piękny Linear , ułuszczony niczym rasowy „oxfordczyk”. Nie spodziewałem się tutaj karpia z tej linii, co skutecznie podwaja moja radość. Na dodatek nie ma jeszcze ósmej rano.
Co za poranek !
Po sesji karp odpływa w bardzo dobrej kondycji, a ja siadam i w spokoju, pije kawę . Poranek jest przepiękny. Pomimo iż słońce dopiero co wychodzi zza drzew już daje o sobie znać, po prostu grzejąc swoimi promieniami, niezakłóconymi zimnym wiatrem. Wiatr tez jakiś dziwnie spokojny. Już wiem. To będzie mój pierwszy taki dzień w tym roku i szczęśliwym trafem jestem nad woda. Ściągam bluzę i chyba szeptam sam do siebie- nie wierze. Nareszcie nadszedł ten moment, kiedy na rybach nie sięgam po dodatkowe odzienie tylko je ściągam.
Zanim zarzucę wędki przesiedzę tam jeszcze ze trzy rolki tytoniu i dolewkę kawki. Nie to żebym siedział bezczynie. Oczy mam otwarte i podziwiam otaczający mnie świat, któremu przez ostatnie długie miesiące brakowało słońca tak jak i mi..
Obserwuje ptaki w okolicach wyspy.
Ptaki….
Czasem zastanawiam się dlaczego tak bardzo umiłowałem sobie ich towarzystwo?
Doskonale reprezentują piękno tego świata ?
Przecież nie wszystkie się zaraz z pięknem kojarzyć musza. Bądź co bądź, nie każdemu.
Wszystkie kojarzą się jednak z wolnością, przynajmniej mi .
Wolnością której to w naszym życiu często odczuwamy brak ……….?
Przerywając na chwile pisanie, dłuższą chwile zastanawiam się nad sensem postawienia na końcu poprzedniej myśli , znaczka co się pytajnikiem zowie….. Zresztą i tak miałem w planie szybko powrócić z piórem nad wodę.Dzisiaj nad woda jestem strasznie leniwy, pewnie i stąd te ptasie kontemplacje. Jednak na zarzucenie dwóch wędek jakoś jeszcze siły zbieram. Aktywności na wodzie nie widać, a jest już koło jedenastej. W niedługim czasie pod sama powierzchnia dostrzegam majestatycznie przepływające cienie, by po chwili zlać się gdzieś z odblaskami słońca .To bez wątpienia karpie. Nagle odzyskuje siły i pociskam do samochodu po polaroidy.
Po powrocie widoczność trochę jakby lepsza, ale cienie rozmyły się na dobre. Nawet nie wiem kiedy i jak, ale wędki już zwinięte, a ja jestem w drodze nad spokojniejszą zatoczkę. Zostawiam wszystko jak leży, na jeziorze jestem o dziwo sam. Niemal biegnę, tak jakby słonce miało zaraz zgasnąć i pozbawić mnie szansy na …….Bliskie spotkanie ?Jestem już blisko. Zaczynam pomału zwalniać i patrzeć na co stąpam. Prawie nie ma wiatru, a powierzchnia wody tylko delikatnie zmarszczona. Namierzam kilka cieni, płyną leniwie, ale tak jak by wiedziały dokąd, nie „bawią się”, nie szukają pożywienia, po prostu się leniwie przemieszczają. Po chwili jednak tracę je z oczu.
Skradam się jeszcze kawałek wąska ścieżką. Jestem od dobrej strony, w cieniu, a silnie porośnięta linia brzegowa robi kawal dobrej roboty. Nagle cos raz po raz muska powierzchnię, widać jakiś ruch. Podchodzę bliżej i mówiąc podwórkowo – opada mi szczęka- Krasnopióry!
Co za widok. Nie mogę się napatrzeć i z góry wiem , ze nie jestem w stanie tego zarejestrować na matrycy mego aparatu, przynajmniej nie tak jakbym tego chciał. Pstrykam, ale już wiem czego mi brakuje. Obiektyw musze wyposażyć w cos na wzór tego co akurat mam na oczach. Może następnym razem uda się uchwycić prawdziwe złoto, pięknie podkreślone przeczysta czerwienia.Dokładnie nie pamiętam jak długo tam stałem, ale w końcu udałem się dalej. Robi się gęsto i krzaczasto. Katem oka, niemalże przypadkiem dostrzegam cos , na co gdzieś w głębi liczyłem. ZAMIERAM. Przez krótką chwile pojawia się natłok jakiś dziwnych myśli.
-„Z powierzchni”.. „zig rig”… -Cholera, nie mam chrupek. – Pokruszyć pop upy.?
Po czym zaczynam się śmiać sam z siebie. Chyba nawet na glos…he he
Nie mam ze sobą tego pudelka, a tak poza tym to raczej bym się nie ośmielił zarzucić tam wędki. Sam nie wiem nawet dlaczego? Jestem zmęczony to fakt, ale to nie to. To cos co można porównać do swego rodzaju nadużycia np. na pierwszej randce. Heh, ciężko tu to do czegoś w ogóle porównać..
Tak czy inaczej doszło do bliskiego spotkania. Nie na macie, nie w siatce, nie podczas wyciągania haka. Przez chwile nawet miałem wrażenie , że patrzymy sobie w oczy…
Szczerze to wątpię by stworzenia te miały szanse dostrzec w nas choć cząstkę tego co mu w nich..
Nim stamtąd odejdę i zostawię mych , no już można powiedzieć dobrych znajomych, wypalam jeszcze szczyptę tytoniu. Po czym wracam na moje stanowisko już na spokojnie dostrzegając szczegóły, które umknęły mi biegnąc w stronę zatoczki. Nareszcie widzę te barwy i to nie tylko gdy wchodzę na mój ulubiony portal.
„Na zielonym tle żółty życia mego sens…
Zdjecia pstrykam dokładnie z powyższą myślą i z góry dedykuje je jego autorowi.
Siadam na foteliku , który nagrzał się niemiłosiernie. Mało co się nie szczypie i klepie po twarzy. Nie wierze, ściągam koszulkę yeah. W słońcu jest, no prawie gorąco, a ja siedzę w krzaczastej bramce skutecznie osłonięty od wiatru. Otaczający mnie świat choć jeszcze nie do końca zielony rokuje na szybkie zmiany.Doświadczam dziwnych mechanizmów w moim organizmie, tak jak bym się miał zaraz rozpłynąć i wtopić w cos z czego powstałem. W sumie już to dobrze znam, z roku na rok pierwszy taki dzień w sezonie powoduje u mnie podobne doznania. Niby takie same, ale z upływem lat coraz bardziej wyraźne. Przypływ pozytywnej energii przyprawia mnie o lekkie zawroty głowy i ciągły nieustanny szum dobiegający do pofałdowanej części mego procesora. Ciężko to porównać do reakcji po jakimkolwiek specyfiku..
Opuszczam berecik na twarz i się wtapiam…odpływam. Jak się potem okazało, przespałem w najlepsze jakieś cztery godziny.
Nie żałuje ani trochę. To był najpiękniejszy sen jaki uświadczyłem od wielu miesięcy, choć go w ogóle nie pamiętam. Około 18-stej obudzili mnie strażnicy z klubu. Wcale nie zdziwiła mnie ich „angielska” grzeczność. Nie śmieliby mnie dotknąć czy klepnąć. Stali tam po prostu i rozmawiali. Rozmawiali coraz głośniej, przynajmniej mi się tak wydawało, aż w końcu zajarzyłem , ze to real i wstałem heh. Śmiejemy się wszyscy troje. Oni mieli na sobie kurtki !? Sprawdzają moja książeczkę, chwile rozmawiamy, bo to tez wędkarze, pokazuje im zdjęcie porannego „lineara”. Gratulują pięknej ryby . Pytam o sytuacje na kilku innych jeziorach, okazuje się , ze na moim nie jest jeszcze wesoło, ale widać poprawę, co napawa mnie optymizmem.
egnamy się i jeden z nich rzuca, ze czas już ubrać bluzę. Znowu śmieje się sam z siebie, ale mimowolnie sięgam po koszulkę, bo ciepło to już przestało być dobra chwile temu heh.
Nie mam już kawy, a herbata prawie zimna, ale nie pakuje się jeszcze. Zarzucam wędki na jeszcze godzinkę czy dwie, posiedzę do zmroku. Chyba całkiem zapomniałem wspomnieć o tym ze po powrocie z zatoczki wcale nie posłałem do wody zestawów. Nie żebym to zrobił tylko z lenistwa, ale zrobiłem to zapewne świadomie.
Słońce chyli się ku zachodowi i pojawia się nawet jakaś nadzieja na branie, które nie następuje. Nie napisałem niestety, bo miałem nadzieje, ale nie ciśnienie, a to zasadnicza różnica.
Tego dnia nie potrzebowałem do szczęścia nic więcej. Nawet nie żałowałem zbytnio , ze nie mogę zostać na noc, która byłem więcej niż pewien okazała by się bardzo płodną. Tak się składa, ze jeszcze tylko dwa dzionki i tu wrócę. Myśl ta raduje mnie chyba najbardziej.
————————————————————————————————————————–
Kwiecień plecien….
Dwa dni w pracy mijają bardzo szybko i znowu tam jestem. Kalendarz pokazuje 26-go kwietnia . Co do pogody to, no nie mam do niej szczęścia. Trafiam na jej załamanie i wędkowanie rozpoczynam od rozbicia schronienia. Osiadam w miejscu, w którym 1-go kwietnia spędziłem pierwsza nockę w sezonie. W podjęciu decyzji co do wyboru miejscówki pomaga mi kierunek wiatru, który jest silny i zimny. Nie da się niestety określić go mianem sprzyjający. Wieje z północnego wschodu, choć chwilami ciężko stwierdzić, tak naprawdę skąd. Kończę już te meteo-żale, bo w istocie spodziewałem się tego śledząc prognozy.
Tego dnia chyba pobiłem swój rekord rozstawiania namiotu w czasie. Nie zdążyłem nawet porządnie przemoknąć, ale było blisko.
Będę łowił dokładnie w miejscach poznanych na pierwszej nocce. Na linówke idzie dziś normalna metoda . Wędki po jakimś czasie we wodzie , a ja na szczęście pod dachem.
Do pierwszego kontaktu z ryba mijają jakieś trzy godziny, które spędzam jak na powyższym zdjęciu w jakże przyjemnej suchości, a dźwięki z partytury jaka przygotowała dla mnie na dziś matka natura, wraz z przewodnim instrumentem, można powiedzieć kapanym, wprawiają mnie w senny nastrój. Na szczęście nie zasypiam i jestem świadkiem rzeczy na która z takim utęsknieniem czekam. Mam branie na linowce i po krótkim holu znowu mam okazje przywitać się z linem. Linem hmm, no jak ja to mowie z „baby-linkiem”.
Dobry znak, pewnie podejdą większe. Dokładnie z taka myślą posyłam zestaw w to samo miejsce i siedzę jak na igłach. W niedługim czasie Linówka znowu ozywa i woda daje mi piękna rybę. Ten już trochę lepszy. Super!
Niestety też i ostatni. Tego dnia czerwonookie doprowadzają do remisu, spinając się przy samym brzegu. Nie będę pisał , że były to te lepsze, bo w większości tego typu historii to schemat he he. Więc były to po prostu dwa spięte.
Pogoda robi się coraz to bardziej nieprzewidywalna. Opady chwilami przybierają znacznie na sile, kilka razy obrywa się wręcz chmura.
Chmurska obrywają się chyba coraz to wyżej , bo za którymś dochodzi do gradobicia.
Dlaczego ja zawsze muszę trafiać na takie bryndzę ?!
Me myśli z domieszka żalu chyba zostały wysłuchane i w rekompensacie taki oto obrazek dostałem.
Nie powiem, całkiem niczego sobie, ale przez ostatnie kilka dni patrząc na przepiękna wiosenna pogodę, która to mnie tak bezczelnie ominęła, to i tak cienko. Przerwy w opadach późnego popołudnia robiły się coraz dłuższe. Wieczorem się uspokaja. Nie pada, a niebo jest bezchmurne, czyli z deszczu pod rynnę, bo będzie z kolei zimno, a nawet bardzo zimno.
Na karpia czekam do cos po dziesiątej i bardzo mnie cieszy, bo szczerze mówiąc spodziewałem się już cichej nocki.Nie dalej jak wpół godziny potem kolejny odjazd i hol , który nabiera rumieńców przy brzegu i zatopionych krzakach. Ale do konsternacji dochodzi, gdy zaglądam do podbieraka !
To ten sam karp, który dal mi tyle radości na początku kwietnia i pierwszej nocce. Teraz mam okazje podziękować mu raz jeszcze. Radość jest ogromna, tym bardziej ze widzę rybę zdrowa i w dobrej kondycji.
To jedyne dwie ryby , a zamiast radia tej nocy budzi mnie tylko zimno.
Poranek .nie mogło być inaczej , do przyjemnych jeśli chodzi o temperaturę , nie należał. Jednak słońce zdecydowało się pokazać w pełnej krasie, co wpłynęło na optymistyczny początek dnia. Czuje się świetnie, a matka natura wynagradza mi wczorajsze chimery z nawiązką.
Pamiętacie te Dzika Ges która to na początku kwietnia z głodu posunęła się do haniebnego wręcz jak dla jej gatunku czynu, jakim jest jedzenie z ludzkiej ręki ? Oto i ona w trochę innej odsłonie.
Co za wspaniały poranek. Niesamowite, musiały się wykluć w przeciągu ostatnich dwóch dni, które spędziłem w pracy. Wczoraj chowały się gdzieś przed silnymi opadami, by dziś pokazać swe piękno w świetle wschodzącego słońca.
Niestety brakuje mi słów na należyty opis tego piękna, ale dobrze chociaż ze, jest cos takiego jak fotografia. Co jak co, ale namalować bym tego tak tez nie potrafił.
W przyrodzie pojawiło się więcej naturalnego pokarmu, dzikie gęsi dorobiły się potomstwa i znowu stały się dzikimi nie tylko z nazwy. Nie dały się podejść bliżej jak na pięćdziesiąt metrów. Za cenę lepszego jakościowo obrazka nie próbowałem nawet skracać zbytnio dystansu jaki ustalili rodzice. Swa obecnością nie chciałem przysparzać im niepotrzebnego stresu.
Po krótkiej foto-sesji wracam do wędzisk, w końcu to jestem na rybach. Przerzucam wędki, sprawdzam i wymieniam zestaw karpiowy, delikatnie donęcam i pora na śniadanko poprzedzone gorącą kawką.
W ciągu dnia przylawiam kilka leszczy, które to również swa gotowością doskonale obrazują porę roku skutecznie blokowana przez anomalia pogody. Tak jakby wszystko już było od dawna gotowe, czekało, a ktoś bawił się stukając ciągle w klawisz oznaczony pauza.Tego dnia Liny nie zdradziły swej obecności, ani na macie ani na powierzchni wody. Karpiówka z kolei milczała do wieczora, dopiero koło dwudziestej złowiłem pierwszego.Do północy wykorzystałem aktywność naszych ulubieńców, jak najlepiej się dało, przynajmniej w moim wykonaniu, doławiając jeszcze cztery ryby.Jedna z nich o bardzo charakterystycznej sylwetce.Po północy brania ustały i mego snu nie zakłóciło już nic.Poranek znowu bardzo zimny, a wręcz mroźny.
Kiedy to się skończy ?!
Wychodząc z namiotu w oddali ujrzałem inne oblicze wędkarstwa i cyknalem obrazek świetnie je reprezentujący.
Daleko mi do tej metody i ze skróconym zestawem już raczej nigdy nie usiądę. Mimo wszystko to w końcu ciągle wędkarstwo .
Poranna kawę spijam rozprostowując kości na spacerku. Oczom nie wierze gdy dostrzegam kolejna niespodziankę na wodzie i szybko cofam się do namiotu po aparat.
Te siedem małych piękności wykluło się niemalże na moich oczach, a raczej uszach.. Ubiegłej nocy, bo jeszcze wczoraj obserwowałem rodziców pływających samotnie. Zanim zasnąłem dobiegały mnie jakieś „inne” ptasie dźwięki, ale za nic nie skojarzyłem ich z takim wydarzeniem. Cos niesamowitego i do tego ten piękny wschód słońca.
Pstrykam jeszcze kilka fotek na dowiedzenia i się zwijam. Wtedy jeszcze myślałem , że to już mój ostatni raz nad tym jeziorkiem. Nie mogłem wiedzieć , że przyjdzie mi zmienić wędkarskie plany na maj..
Adrian Błaszczyk
15lat …… minęło
15lat minęło ........ #PFWK Co by było gdyby ??? nie było niczego. Wiary, nadzieii i miłości. Szacunku, pasji przez prawdziwe P, szansy którą cały czas otrzymujemy,...
Miłość, Szmaragd & Family VOL2 – #szmaragdowystaw
Miłość, Szmaragd & Family VOL2 Mówią, że rodziny się nie wybiera. Tą sobie wybraliśmy. Przyszywany wujek, ciocia, brat, siostra a tak naprwdę grupa obcych ludzi a jednak...
Family Carp Gajdowe 2024
Family Carp Gajdowe 2024 Nic nie dzieje się bez przyczyny, Wszakże nagroda z "Kruszyniady Karpiowej" musi trafić w dobre ręce. Skąd ta pewność ??? 11 Lat organizacji imprez, brak...
Jerzyn – Przyjacielskie Klimaty
Jerzyn - Przyjacielskie Klimaty Przed wyjazdem z Przemkiem pytanie " Jaki charakter wyjazdu" ? Chill - oczywiście , chciałbym nie robic nic na ile to się uda. Hmmm - ja nie mogę,...
Życiowe Dobro #klasztorne
Życiowe Dobro #klasztorneZa życiówką można gonić bądź na nią cierpliwie czekać. Najlepsze w tej całej zabawie jest to, że każda forma próby jej pozyskania nie gwarantuje sukcesu,...
Kolorowy Brak Snu na Czarnym Stawie
Kolorowy Brak Snu na Czarnym StawieSwojej sympati dla działań Polskiej Federacji Wędkarstwa Karpiowego nie kryję, ale przez kilka dni rozważań jak bym chciał by wyglądał ten...
Dzieło powstałe z ………….. Sentymentu
Dzieło powstałe z ........... sentymentuPortal dla ludzi z pasją a przede wszystkim dla moich przyjaciół. Propozycja z kategorii " nie do odrzucenia", mająca na celu ocelenie od...