Z przedwiośnia part3

Przedwiośnie dało mu kilka wspaniałych chwil nad wodą ale przede wszystkim dało wciąż nie gazsnącą nadzieję na zrobienie czegoś co wspaniale sfinalizuje „przedwiośnie życia”. Nie wybaczył by sobie gdyby nie podjął próby zwycięztwa nad najstarszymi mieszkańcami tej „zakrzaczonej krainy”. Nie sztuką jest łowić wielkie ryby gdzie występują w przeważającej wielkości. Sztuką jest przekopać się przez cały rybostan w taki sposób by poczuć na końcu zestawu własnie jego……………… „

Jest siódmego maja. Długo czekałem na ten dzień, bo aż dziewięć dni. Sporo pracy i kompletny brak czasu na przygotowania do pierwszej w sezonie zasiadki na Jeziorze Białym spowodował, ze zdecydowałem się odwiedzić me małe jeziorko raz jeszcze. Szczerze mówiąc to niezbyt ten fakt mnie cieszył, ale jak to się mówi „lepszy rydz niż nic”, a nad wodę po prostu już jechać musiałem.

Rozpatrując decyzje pod katem materiału jaki próbuję w międzyczasie popisać, to w sumie dobry pomysł. Przyda się jakieś wejście wiosny uwiecznione aparatem nad tą wodą. Ot tak na dowiedzenia.
-Stary ! Co ty wyprawiasz ? Znowu nie trzymasz się planu. Powinieneś już siedzieć tam gdzie większość twych wędkarskich myśli i marzeń.
Tego typu wewnętrzne dialogi utrudniały mi skutecznie ten wyjazd, do którego jakoś w końcu doszło. Swoja droga byłem dość mocno zmęczony i potrzebowałem chyba bardziej po prostu posiedzieć nad woda niż realizować jakiś tam karpiowy plan.
Dość szybko wyjeżdżam z miasta i sprawnie pokonuje odcinek autostrady. Zjeżdżam na me ulubione wiejsko-leśne ścieżki i na chwile zapominam o wszystkim. Gdybym musiał wybrać jeden przymiotnik do skwitowania tego co mijam, to uderzyłbym w „przecudownie”, choć „zaje Biście” pasowałoby dzisiaj chyba bardziej. Nareszcie prawdziwa wiosna !!!

Czym byłoby to wszystko bez muzyki ? Z głośników wypływają kolejno utwory Metallicy z orkiestrą pod skrzydłami Michaela Camena w tle. Symfoniczne partie znakomicie podbijają mi kolory tego co dociera do mych oczu, a gitarowe brzmienie wpasowuje się świetnie w prowadzenie pojazdu. Kwitnące krzewy pięknie wpasowują się w wiejski krajobraz, a ja ? Co tu dużo pisać. Nie jadę lecz prawie płynę i skutecznie pomaga mi w tym kawałek „One”.
Po kilku wioskach mijam okolice New Forest.
Zatrzymuje się na chwile by uwiecznić . heh znowu żółte na zielonym tle.

Docieram na miejsce i robię to co zwykle, czyli zaczynam od rozpakowania wędkarskiego majdanu.
Rozkładam się w miejscu, które bardzo lubię. Siedziałem tu kilka lat wstecz . Miejsce może nie najlepsze taktycznie jeśli chodzi o wykorzystanie „pewnych miejsc”, ale mówiąc szczerze nie chodzi mi o bicie ilościowych rekordów na tej wodzie i stawiam na zacisze i malowniczość.
Łowił będę pod drugim brzegiem. To polka na głębokości 2.5 metra, z jednej strony granicząca z glinianym podłożem, z drugiej ze spadkiem do 3.5 metra.

Dobre miejsce na karpia, ale w nocy i latem.. Kilkanaście próbnych rzutów i żyłki na klips, bo zestaw ląduje do wody prawie że muskając zwisające gałęzie. Powinno być dobrze nawet w nocy z uwagi na czubki drzew będące doskonałym markerem jeśli chodzi o azymut. Zestaw wpada do wody niemalże w trawach, po czym robię trzy obroty korbka i wiem , ze ląduje przed pasem gliny.
Nęcę samymi kulkami 14 i 18 mm. Nie chce ściągać małych „matchowych” karpi, których kilkanaście widzę przy powierzchni . Czternastki lądują w wodzie z myślą o linach, na takie tez lekko okrojone będę próbował je łowić. Jeśli chodzi o karpia to czego się tu spodziewać ? Myśli o pływającej tam znanej mi większej rybie dawno mnie opuściły. Patrząc na statystyki mych ostatnich tutaj dokonań, to przecież gorzej niż w totolotku..Nęcenie wiąże się ze spacerkiem na około zatoki. Trochę za daleko na proce, a kobra ściąga zbyt dużo ptactwa. Wiec idę i na start do wody ląduje może kilogram, po prostu z ręki.

Na pierwszego karpika czekam do późnego wieczora. Chciałoby się powiedzieć mały , ale ciągle cieszy. W rzeczywistości jest jednak trochę inaczej. Bardziej niż ryba cieszy rozkminka ciekawego miejsca.
Druga ryba, jak i ostatnia tej nocy to mały polonuski.
Cala noc pada deszcz, a właściwie to leje jak z cebra, aż do jedenastej rano.Na kolejne branie czekam do południa.

W miedzy czasie donęcam łowisko. Po czym znowu cisza do 19-stej i całkiem ładny zdrowy common próbuje wykiwać mnie w krzakach.

W niedługim czasie znowu sygnalizator wydaje z siebie krótkie pi pi i wybieram luz, bo karp płynie na mnie. Po chwili nawiązuję kontakt i wiem ze to poważniejsza ryba. Wybiera mi z hamulca na sześćdziesięciu metrach, musi mieć dobrze ponad 20 funtów i to zapewne pełnołuski. Hol nabiera rumieńców, naprawdę nie chce stracić tej ryby. Nie dowierzam w to co mam na drugim końcu wędki. Ryba zmienia kierunek i znowu płynie w moja stronę, co z uwagi na krzaki i korzenie mi niezbyt na rękę. Idealnym scenariuszem byłoby ja wymęczyć na środku wody, jednak nic z tego. Walka nabiera jeszcze większych emocji gdy ryba próbuje wpłynąć pod krzaki. Zatrzymuje ja raz, ale nie daje za wygrana, odbija w zaczepy po mej drugiej stronie. Jest ciężko, nogi mi się trzęsą, wędka wygięta w parabole, ale znowu się udało. Odjeżdża na chwile na otwartą wodę i znowu wraca kierując się pod podwodny gąszcz badyli. Po raz już któryś próbuję ja zatrzymać i ……. zestaw wystrzeliwuje z wody niczym pocisk !?!?! Zwijam żyłkę, biorę do ręki zestaw z mocno rozgiętym hakiem i padam na kolana – jestem pokonany i dokładnie tak się czuje. Nie wybaczę sobie tego szybko.

 Tego wieczoru łowie jeszcze bączka czy dwa.
Bardziej chyba cieszy mnie jednak pierwszy lin tej zasiadki i to o dość dziwnej porze, bo późnym wieczorem.Cały czas jednak myślę o przegranej potyczce i coraz to więcej o rewanżu.

Tak… bez wątpienia spróbuję jeszcze raz. Pojawiło się nowe wyzwanie, o które bym się jeszcze kilka godzin temu nawet nie podejrzewał. Natłok myśli i planów na kolejny wędkarski wypad, którego miejsce zdaje się by już przesadzone nie pozwala mi szybko zasnąć.Ze snu wyrywa mnie radio i wygrywam nocny pojedynek. Jednak to nie przeciwnik o którym teraz myślę. Poszło dość łatwo , a ryba choć piękna nie cieszy już tak jak te z początku sezonu i wcześniejsza porażka zdaje się tez mocno na to wpływać.To był jedyny karp tej nocy. Rano wstaje dość wcześnie, bo w południe musze być w pracy.
Na poprawę nastroju woda obdarza mnie jeszcze jednym czerwonookim.
Po śniadanku, kawce zwijam się i w drogę. Jest dziewiątego maja. Od kolejnego wypadu dzieli mnie sześć dni. To będzie długie sześć dni…
Wiem ze będę chciał łowić w tym samym miejscu, codziennie sledze pogodę, a w szczególności kierunek wiatru. Znając trochę te wodę wiem ze najlepszy dla tej miejscówki będzie południowy i południowo zachodni. Prognozy nie są za ciekawe, ale planów nie zmieniam. Największą dla mnie niewiadoma jest sama miejscówka. Żeby tylko nikt tam nie siedział, bo się chyba załamie psychicznie O rybie która straciłem nie wiem nic, no oprócz tego ze była większa. Nigdy nie zaobserwowałem jej obecności wśród pływającej pod powierzchnia mniejszej i dużo mniejszej karpiowej braci. Nie wiem gdzie była wcześniej złowiona i czy w ogóle była. Jedyne co wiem to to, ze zerowała na tej trudno dostępnej dość wąskiej polce , w cieniu pod płaszczem zwisających gałęzi. Żerowała tam podczas gdy inne karpie w najlepsze spławiały się w innych typowych dla tej wody miejscach.

Po powrocie do domu wywracam do góry nogami zamrażarkę, zostało jakieś cztery kilo kulek jakie mnie interesują. Powinno wystarczyć. Dobrze się składa, bo nawet nie będę miał kiedy dokręcić. Sześć dni w pracy mija bardzo szybko. Praktycznie nie ma dnia w jakim nie myślałbym o nowym wyzwaniu, ba. chyba nawet chwil takich było mało. Kto by pomyślał, przecież do niedawna woda ta była chwilowym lekarstwem, miejscem gdzie miałem tylko przywitać wiosnę, bez ciśnień i pragnień dokonania czegoś wyjątkowego w skali całego sezonu. Praktycznie w kilka chwil wszystko się pokręciło, ale to się dzieje i kreci wręcz samoistnie, nic na to nie poradzę i nie zamierzam z tym walczyć. Chyba tego nawet potrzebowałem tyle ze w innym miejscu..
Czternastego maja po pracy mam kilka spraw i wiąże się to z dość długą trasa. Do domu wracam dobrze po pierwszej w nocy. Nie kładę się spać, bo wiem ze szybko nie wstanę. Wyjeżdżam o w poł do czwartej rano. Wichura i leje jak z cebra, ale po raz pierwszy w tym sezonie cieszy mnie ten fakt niemiłosiernie. Miejsce będzie raczej na pewno wolne. Dmuchało nieźle i lalo prawie cala dobę. Po świcie ma się przejaśnić i uspokoić wiec pełen nadziej jadę co sil w prawej nodze. Gdy dojeżdżam nad wodę jest jeszcze ciemno. Czołówka na głowę , dwa wiaderka w rękę i sprint na miejscówkę, tak jak by mnie ktoś gonił… Ufffffffff jest wolna. Jak i się potem okazało cale jezioro . Jestem przeszczęśliwy. To w sumie najważniejszy element tej zasiadki, gdyby miejsce to było zajęte zawróciłbym i udał się na pierwsza zasiadkę na Białym. Taki miałem przynajmniej plan. Jest dobrze. Nie siadam, zbieram w sobie dość siły by się rozwinąć, rozbić, zanęcić i posłać zestawy do wody. Dmucha mi zupełnie nie w ta stronę, ale wiedziałem ze tak będzie. Dobry wiatr dostane jutro w nocy, o ile oczywiście sprawdzi się prognoza, a ja będę czekał ….
Nie miałem sposobności dobrze sobie wszystkiego poukładać, porozmyślać czy poplanować. Szybko padłem i przespałem poł dnia jak zabity. Ach co to był za sen. Nie ma to jak się wyspac na lonie natury.
Wybudziły mnie liny.Łowie trzy i spinam jednego w przeciągu godziny.Najmniejszy z nich po ataku. Znowu kormoran..

Całkiem zapomniałem napisać o strategii jaka sobie misternie ułożyłem, czy taktyce jak to woli. Sypie po trzydzieści kulek(oczywiście mniej więcej) , trzy razy dziennie w nieduży obszar polki, do tego kilkanaście rozrzucam w większym obrębie, rozpraszając. W środek ląduje delikatniejsza wędka z zestawem karpiowym, ale takim zapinającym tez liny, a z boku karpiówka z zestawem ze dwa oczka toporniejszym. Przynęty to te same kulki, tyle ze na delikatniejszym zestawie zbalansowane sztuczna kukurydza, a na karpiówce tez zbalansowane tyle ze wwiercona pianka, do tego na karpiówce to wymoczki. Kulki mające wyglądać jak te lezące na dnie, powiedzmy „wczorajsze”. To by było na tyle z misternego planu. Długo zastanawiałem się nad delikatniejsza wędką. Czy czasem nie podwoić szansy rezygnując z linowki. Zostałem jednak przy niej i traktowałem ja jako wskaźnik intensywności zerowania. Chciałem wiedzieć ile razy dziennie wpływają w łowisko i kiedy najlepiej i ile donecac. Miałem nawet w planie pozbyć się linow z tego miejsca sypiąc gdzieś z boku słodką kukurydze, ale nigdy nie wiadomo kiedy i karp się na nią przełączy, wiec zrezygnowałem.
Na razie jest dobrze. Pierwszej doby i tak nie spodziewałem się żadnych wyników.
Co do pogody to jest straszna. Nie pada już cały czas, ale jest zimno i sam już nie wiem z której strony wieje, wieje zewsząd. Do wieczora nie lowie nic, w nocy również nic się nie dzieje, poza kilkoma herbatkami co by się rozgrzać, bo odczuwalnej było z jeden stopień Celsjusza, nie więcej. Znowu budzą mnie liny tuz przed świtem.

Tuz po nich karpik, też na delikatniejszy zestaw.
Karpiówka milczy. Zwijam, sprawdzam hak, przynęty nie zmieniam na świeżą. Trochę podskubana i wypłukana ale jest dobrze o to mi chodzi. Nie ma się wyróżniać i prowokować mniejszych karpi. Po aktywności w łowisku nie sadze by dużo zalegało na dnie. Większa ryba o ile wpłynie to szybko powinna wymieść wszystko do zera, łącznie z przynęta. Przynajmniej teoretycznie. Wiadomo jak to z tymi naszymi teoriami bywa.
Zaliczam poranny spacer związany z podneceniem łowiska. Biorę ze sobą tez aparat.
Widok na zatokę tuz przed świtem. Przechodzę koło znanej mi z początku sezonu miejscówki, która to już wygląda zupełnie inaczej. Jeszcze tylko podwinąć nogawki i dalej już brodzenie do miejsca docelowego.W międzyczasie rzut okiem na obozik. Wszystko na miejscu .Miejsce w którym nęcę i łowie przedstawię dwoma wcześniej cykniętymi obrazkami. Zbliżenie ze stanowiska.

Widok z drugiej strony zatoki, oraz rzut okiem z sąsiadującego stanowiska.

Starczy już tego obrazowania, co by z pamiętnika albumu nie zrobić.
Wracam do łowienia, a właściwie to siedzenia bo przez cały dzień nie dzieje się nic. Jest słonecznie, gdyby nie dość silny wiatr często zmieniający kierunek, powiedziałbym ze to piękny i pogodny dzionek. W związku z brakiem aktywności w łowisku, po południu nie podsypuje kulek. Zamiast tego spaceruje trochę z aparatem i co tu dużo pisać, znowu wkleję po prostu kilka obrazków.Rodzinka kaczek kurczy się o jedno młode. Ta sama sytuacja zresztą tez u Dzikich Gęsi.

Czyżby lis ? Kto wie ?Gęsi dają się już dużo bliżej podejść, a właściwie podczołgać heh, co postarałem się w miarę możliwości wykorzystać.Młode zaczynają naśladować rodziców, choć jeszcze trochę czasu minie zanim w pełni wykorzystają skrzydła.Wracam do swojej pustelni. Naprawdę polubiłem to miejsce. Pomyśleć ze jeszcze poł wieku temu było to tylko zwykle wyrobisko żwiru….
Za miejscem będę zapewne tęsknił. Kto wie może tam kiedyś jeszcze usiądę ?

 Do wieczora nie dzieje się nic, to znaczy sygnalizatory milczą. Tuz przed dwudziesta lowie dwie ryby praktycznie jedna po drugiej. Nie są to karpie o które się prawie wręcz modle, ale pik pik i wygięta wędka przypomina ze jestem na rybach. Sam moment brania dość emocjonujący, bo nigdy nie wiadomo, może to ten… ? Niestety to nie ten.Kolejny tez nie…
Ryby choć małe to bardzo waleczne, ale hol jak i cala otoczka połowu skutecznie przemglona wyzwaniem, co do spełnienia którego wystarcza mi wiary na to żeby odsiedzieć jeszcze dobę, lecz bardziej chyba po to by pozbyć się ewentualnych wyrzutów z niepodjęcia się tej można powiedzieć loterii…
Nadchodzi noc. Doławiam jeszcze jednego karpia , ale daruje sobie foto sesje. W nocy siedzę trochę przy kijach. Wiatr się uspokaja , a kierunek stabilizuje i to zgodnie z prognoza. Jest dobrze. Zasypiam pełen nadziej na kolejny dzień.

 To już trzeci dzień zasiadki, nareszcie dostałem wiatr na jaki czekam. Wstaje dość wcześnie, uwielbiam te chwile przed świtem i zapach parzonej kawy. Tego ranka nie łowie ani jednego lina. Ryby te wpływają w łowisko koło południa i udaje mi się wyjąć dwa całkiem ładne.
Gdy linowka ucichła na dłużej, zdecydowałem się donecic łowisko. Zacząłem tez podejrzewać czerwonookie o wyczyszczenie stołówki do zera. Dosypałem jakieś półtorej kilo w takim samym schemacie jak na początku. W ciągu dnia pomimo dobrego wiatru nie obserwuje w łowisku żadnej aktywności karpi.

Świeci słonce i namierzam kilka mniejszych ryb pod powierzchnia. Bran spodziewam się późnym wieczorem i w nocy.
Od donecenia mija godzina, a od ostatniego lina może pól i ozywa karpiowka. Znowu krótkie pik ale biegnę do wędki , bo żyłka jest na klipsie. W te kilka sekund ryba jest już dość daleko na lewo i wygina już nieźle kij. Po nawiązaniu kontaktu, nie jestem jeszcze w stanie stwierdzić czy to mój główny cel tego wypadu, bo zmienia kierunek i wybieram luz…… Następne kilka sekund holu i wiem ze to ona !!!! Emocje sięgają zenitu. Walka odbywa się w takim samym schemacie jak ta, którą opisywałem wcześniej ……………….. i tym razem wygrywam !Yeah !!!

Jest przepiękny, a ja spełniony na maxa.
Wszystko działo się szybko. Mija dłuższa chwila od pożegnania, a ja siedzę w namiocie i nie dowierzam. Oglądam zdjęcia, analizuje. Całkiem możliwe ze to ten sam karp z którym przegrałem na początku maja. Walczył dokładnie tak samo, no i miał ślady walki. Tego jednak nie wiem na pewno.
Jedno jest pewne. Misja zakończona sukcesem. W samochodzie mam wagę, ale nie biegnę. Ryba ma na pewno przeszło dwadzieścia funtów i wystarcza mi to w zupełności..
Na delikatniejszej wędce zmieniam zestaw na taki sam jak na karpiówce, ale zostawiam ja w środku nęconego pola. Obie wędki milczą jakieś cztery godziny, po czym ozywa delikatniejsza ze środka. Pik pik i taki sam schemat. Wiem już ze to karp, bo tutejsze liny na ten zestaw się nie zacinają.

Po chwili już nie mam najmniejszych wątpliwości. Rozpoczęła się kolejna walka o podobnym do poprzedniej przebiegu, tyle tylko ze na wędce o krzywej ugięcia 1.5 lb , której to mało co nie lamie przy próbach zatrzymania ryby. Hol trochę się przeciąga i martwię się o ewentualna spinkę czy żywot wędki , która miała być tez potem w sezonie brzanowka. Po kilku próbach udaje mi się ja jednak podebrać rybe. Nie wierze w to co się właśnie stało!Kolejny pelnoluski wojownik !!!
Piękny i zdrowy. Ten nie miał żadnych śladów walki. Wargi zdrowe i bez najmniejszych zgrubień, pokusiłem się nawet o podejrzenia dziewictwa. Nie jestem w stanie wyrazić pełnych emocji w ten czas mi towarzyszących…. Nie mogłem sobie nawet wyśnić takiej końcówki wiosennego epizodu nad ta woda. Nigdy nie widziałem tam takich ryb.
W nocy złowiłem jeszcze jednego małego golca, obyło się bez fotografii.

Przywitał mnie piękny wschód słońca i pogodny, trochę cieplejszy poranek. Pakowaniu rzecz jasna, towarzyszył niesamowicie dobry nastrój. To już koniec. Zegnam się tym miejscem na dłużej.
Gdy kończę pisać te słowa jest 23-go maja. Wiosna, choć nie taka jaka by sobie można było wymarzyć, już w pełni. Za oknem kwitną bzy, a ich zapach i kolory to urodzinowy prezent jaki dostaję co roku od matki natury.

Adrian Błaszczyk

15lat …… minęło

15lat minęło ........ #PFWK Co by było gdyby ???  nie było niczego. Wiary, nadzieii i miłości. Szacunku, pasji przez prawdziwe P, szansy którą cały czas otrzymujemy, spontanicznych działań i uporu maniaka w dążeniu do celu w świecie gdzie każdy oczekuje, że za marnych...

Miłość, Szmaragd & Family VOL2 – #szmaragdowystaw

Miłość, Szmaragd & Family VOL2 Mówią, że rodziny się nie wybiera. Tą sobie wybraliśmy. Przyszywany wujek, ciocia, brat, siostra a tak naprwdę grupa obcych ludzi a jednak czasami bliższych sobie niż w przypadku połączenia więzami krwi, które często pokazują, jak...

Family Carp Gajdowe 2024

Family Carp Gajdowe 2024 Nic nie dzieje się bez przyczyny, Wszakże nagroda z "Kruszyniady Karpiowej" musi trafić w dobre ręce. Skąd ta pewność ??? 11 Lat organizacji imprez, brak problemów i zbudowany wysoki szacunek u osób związanych z tymi imprezami nie może pójść...

Jerzyn – Przyjacielskie Klimaty

Jerzyn - Przyjacielskie Klimaty Przed wyjazdem z Przemkiem pytanie " Jaki charakter wyjazdu" ? Chill - oczywiście , chciałbym nie robic nic na ile to się uda. Hmmm - ja nie mogę, ale szanuję, więc odpuszczamy, ale czy ??? Pomożesz mi ? Zrobić coś co kocham ??? co jest...

Życiowe Dobro #klasztorne

Życiowe Dobro #klasztorneZa życiówką można gonić bądź na nią cierpliwie czekać. Najlepsze w tej całej zabawie jest to, że każda forma próby jej pozyskania nie gwarantuje sukcesu, ale gdy on przyjdzie, gdy w końcu magiczna cyfra naszej wagi w amoku błędnych obliczeń...

Kolorowy Brak Snu na Czarnym Stawie

Kolorowy Brak Snu na Czarnym StawieSwojej sympati dla działań Polskiej Federacji Wędkarstwa Karpiowego nie kryję, ale przez kilka dni rozważań jak bym chciał by wyglądał ten materiał postanowiłem, że o łowisku powiem tylko tyle, że POWINNIŚMY mieć takich wód...

Dzieło powstałe z ………….. Sentymentu

Dzieło powstałe z ........... sentymentuPortal dla ludzi z pasją a przede wszystkim dla moich przyjaciół. Propozycja z kategorii " nie do odrzucenia", mająca na celu ocelenie od zapomnienia i realizacja w pewnym sensie z kategorii "Dzieło Życia", bo zważywszy na...

Dobro Klasztorne – Przewrotny Czynnik Szczęścia

Przewrotny Czynnik SzczęściaGdy kilkukrotna próba napisania tego w formie tekstowej spowodowała, iż doszedłem do wniosku, że nic innego nie napiszę niż to co powiedziałem, postanowiłem dac wybrzmieć słowom wypowiedzianym. Kilka zdjęć dla potomnych, kilka rozterek...

Český Film – VOL.2

Český Film - VOL.2Nie było roku bym nie pragnął tam wrócić. Nie było roku bym nie pamiętał o tym jak ważne są tego typu wyjazdy w całokształcie naszego karpiowego żywota, by poznać, zrozumieć, zaakceptować i nauczyć się "siebie", by w pełni móc powiedzieć, BYŁO GODNIE...

Regulamin PCM 2023

REGULAMIN PCM20231 | S t r o n aRegulamin Finału„Mistrzostw Polski w Wędkarstwie Karpiowym– Polish Carp Masters 2023”Finał zostanie rozegrany w terminie 1 – 7 października 2023 rokunad Zalewem Nielisz I. ZASADY OGÓLNE 1. Organizatorem Finału Mistrzostw Polski w...

Wiosna czy jeszcze zima????

Wiosna czy jeszcze zima????Mijające pierwsze dni wiosny nie napawały optymizmem ,lecz chęć wyjazdu nad wodę wraz z kolegami była silniejsza od niesprzyjającej aury. Wczesna...

czytaj dalej

Moje szczęście z 2ką z przodu

Moje szczęście z 2ką z przoduSwoją pierwszą przygodę z wędką zacząłem?… Sam nie wiem kiedy, było to pewnie z 30 lat temu. Pamiętam do dziś jak zaczynałem od bata z bambusa,...

czytaj dalej

Mój wielki , wędkarski sukces

Mój wielki , wędkarski sukcesytuł mojego artykułu nie bez przyczyny nosi nazwę „mój wielki sukces wędkarski”. Nazwałem go tak, ponieważ udało mi się zrealizować coś co od wielu...

czytaj dalej

Zasiadka w barwach jesieni

Zasiadka w barwach jesieniPojawiające się na drzewach liście w kolorze złocistym są nieodzownym elementem końca lata i początku nadchodzącej szybkim krokiem jesieni. Dla...

czytaj dalej

Z pamiętnika pasjonata

Z pamiętnika pasjonataSwoją przygodę z łowieniem metodą włosową oraz według zasady 'złów i wypuść 'zacząłem w maju 2009 r . Wtedy to pojechałem wraz z bratem oraz kuzynem nad...

czytaj dalej

Goplanica karpiowym rajem ????

Goplanica karpiowym rajem ???? Tytułem wstępu odpowiemy na pytanie zawarte w nazwie tematu. Dlaczego przyrównujemy akurat to łowisko do raju?? – odpowiedź jest bardzo prosta –...

czytaj dalej