Moja Podróż do Przeszłości
Droga, którą właśnie teraz jadę, miała dla mnie bardzo sentymentalny wymiar, podobnie zresztą jak i cel wyjazdu. Zawsze w porach zimowych, rysuję w swojej wyobraźni jej przebycie i dojazd do miejsc tak dla mnie ważnych, tak osobistych. Zjeżdżam teraz stromym zjazdem, zbliżam się do skrzyżowania, gdzie tuż za kościołem skręcam w prawo. Jeszcze dwa zakręty, niewielki odcinek prostej i upragniony zjazd w łąki, dziką przestrzeń, którą tak uwielbiam, tak latami już do niej wracam. Samochodem meandruję niczym rzeka, pokonując większy, mniejszy lub nawet błotnisty dołek, zakręt czy jakikolwiek inny rodzaj polnej ścieżki, którą tylko taki jak ja wędkoholik pokonuje i to też niezbyt często.
Wysiadam, głęboki oddech i ten specyficzny zapach roślin, w tym miejscu zmieszany z rosnącą nieopodal miętą, budzi we mnie chwile sprzed lat, chwile kiedy byłem małym chłopcem dorastającym młodziakiem a później stając się powoli facetem w ogólno-pojętym średnim wieku. Wspomnienia, kiedy wiązałem swój pierwszy haczyk, moczyłem chleb na zanętę, aż ewoluując do dzisiejszego wymiaru sprzętu, technik czy przynęt wędkarskich znacznie odbiegających od tamtych czasów.
Ta opowieść, to cofnięcie się w czasie, dla mnie przede wszystkim sentymentalne ale i w pewien sposób będące miłymi wspomnieniami w tym trudnym okresie.
Po wyjściu z samochodu i dotarciu na „moje” starorzecze, idę w kierunku dobrze mi znanych miejsc aby wybrać to jedno, przygotować i podjąć wyzwanie, które narzuciłem sobie już lat temu kilka. Zawsze bardzo chciałem złowić dużą rybę przy użyciu tego wszystkieg, co u mnie wędkarsko ewoluowało na łowisku, które jest dla mnie miejscem wszystkiego tego co uosabia początek i całe piękno wędkarstwa. Na łowisku gdzie mały chłopiec wraz z dziadkiem i tatą uczył się, że aby rzucić należy odblokować kabłąk, że spławik, który wystaje bardzie lub nawet się kładzie to zestaw osiągający dno łowiska, czy też nagłe jego położenie z pozycji półleżącej stanowi wyraźny sygnał do natychmiastowego zacięcia.
Zanim jednak dotrę brnąc wśród tuneli trzcinowych to strefy, która najbardziej mnie interesuje mijam niewielki łuk tego zbiornika, zatrzymuję się i zamykam na chwilę oczy…..
…..Tato, tato krzyczy młody chłopaczek około sześciu lat – krzyczy z wielkim przejęciem – tata przybiega mu na pomoc wraz z kolegą. Młody chłopaczek ciągnie swojego pierwszego szczupaka, którego zaciął na lekką wędkę (pozostawioną mu aby pilnował) z niewielkim żywczykiem przygotowaną na okonia. Chłopczyk trzyma z całej siły wędkę i stara się kręcić ile tylko może kołowrotkiem, ale jest jeszcze za słaby, by móc sobie poradzić, dlatego właśnie krzyczy o pomoc. Tata pomaga i razem wyciągają rybę ponad półmetrową, która dla tego dziecka ma wielki wymiar, wymiar bo złowił pierwsze w życiu trofeum i wymiar bo zrobił to wspólnie ze swoim tatą……
Pokonuję kolejne metry, a trudny jest to szlak. Prowadzi mnie on jak wspomniałem już wcześniej, przez trzciny ale to nie jedyna trudność, bo ścieżka jest bardzo grząska, podmokła i błotnista. Zbliżam do kolejnego przystanku, miejsca gdzie starorzecze jest dość proste z niewielkim przygniłym już krzakiem czy raczej tym co z niego pozostało….
……..Siedzę koło bujnie rosnącego krzaka, którego nawet nazwy nie znam dobrze, a za nim jak zawsze siedzi mój dziadek. Jest co oczywiste starszą osobą dlatego czasem jego ruchy nad wodą są śmieszne jak to u starszego człowieka. Młody chłopaczek jakim jestem nie rozumie tego i podśmiewa się ze swojego dziadka choć nie powinien. Cóż dziadek nie widzi zbyt dobrze, brań ma mało i ogólnie idzie mu zawsze gorzej. Chłopaczek nie rozumie, że dla tego dziadka nie tak ważne są brania jak to, że jest, jest po drugiej stronie krzaka od swojego wnuka i razem uprawiają ten sam sport. Dla niego oby jak najdłużej……
Teraz stojąc przy resztkach tego krzewu wydaje mi się, że go widzę jak znowu stara się zaciąć niewielką płoć i jak znowu mu nie wychodzi. Jednak teraz nie śmiech a żal jest uczuciem mnie ogarniającym. Przecież nie tak dawno tu był, przecież jakby to było wczoraj a tak naprawdę już ponad dwadzieścia lat, gdzie pozostała już na tym miejscu tylko resztka gałęzi krzewu.
Plecak, który mam na sobie, wypełniony po brzegi wszystkim tym, czego chcę się pozbyć umieszczając w łowisku zgodnie zresztą z planem dziwnie nie ciąży mi tak jak na innych wodach. Tutaj, wobec tych wszystkich wspomnień jest tylko od czasu do czasu wyrywającym mnie szczegółem z tej sentymentalnej wycieczki, choć pewnie dla kogoś postronnego to najzwyklejsze bajorko wśród łąk. Skoro jednak plan trzeba realizować posuwam się w swojej mini podróży dalej ku następnym miejscom.
…..Kiedyś, podczas wielkiej powodzi jaką mieliśmy pod koniec lat 90-tych płynęła tędy rzeka, tzn. wody tak wezbrały, że koryto, które dawno zapomniało co znaczy nurt stało się choć na moment ponownie nizinną rzeką, toczącą swe wody pomiędzy liśćmi grążela lub gdzieniegdzie wystającymi kępami moczarki.
Przystawka na starorzeczu pytam kolegi, czy aby na pewno bo wierzyć się niechce, ale tak właśnie należy postąpić. On oczywiście odpowiada jasne i ustawia się przed pochylonym drzewem wpuszczając delikatnie zestaw pod nawisy jego gałęzi. Siedzę obok spoglądając jak to wszystko się zmienia gdy nagle kolega mocno zacina i wyciąga pięknego leszcza, ciemnego jak na mulistym starorzeczu, mocno walczącego jak w głównym nurcie średniej wielkości rzeki…
Patrzę teraz pod nogi jedynie mała wyrwa w brzegu oznajmia, że kiedyś było tu drzewo, może tam gdzieś na dnie ostatnie jego fragmenty tworzą dno zbiornika jak rośliny, które na jesień obumierają. Niestety drzewo to już nie odrośnie, podobnie jak kolega, którego już nie ma wśród nas.
Widzę już cel mej wędrówki, to spory łuk stanowiący dość głębokie miejsce jak na ten akwen mający po prawej stronie spróchniałe, częściowo zanurzone w wodzie drzewo a naprzeciwko pasmo grążeli. Nie jestem tu pierwszy raz oczywiście i też nie przypadkowo właśnie tutaj chcę spróbować złowić swoją wielką rybę, gdyż to właśnie tutaj mały chłopiec przegrał wędkarsko po raz pierwszy.
……Kolec z jeżozwierza lekko kołysał się na fali, ustawiony o kilkanaście centymetrów więcej niż głębokość tej wody. Pół leżący z pomalowaną przez tatę na czerwono antenką jest wspaniałym, widokiem dla tego chłopaka, magnesem od którego wzroku nie może oderwać. Siedzi mały łowca i zapatruje się w ten czerwony punkcik, gdy nagle jego wzrok przyciąga delikatny ruch spławika, jakby z pozycji pochyłej stała się ona bardzie prosta. Nerwowo ręce lądują na rękojeści wędziska, ale tak aby go nie poruszyć, aby nie spłoszyć prawdopodobnie żerującej ryby. Spławik rzeczywiście przybrał pozę bardziej stojącą, po czym nagle się położył, wstał ponownie i w szybkim tempie zaczął zanurzać się pod wodę z jednoczesnym odpływaniem w bok. Szybkie zacięcie, duży opór, wędka wyginająca się na całej swej paraboli ugięcia, zgrzyt źle wyregulowanego hamulca i ryba lekko się pokazując na powierzchni zrywa cały zestaw. Młody człowiek zobaczył jedynie długie ciało pokryte srebrzysto złotą łuską i zamarł jak bez ruchu z niedowierzaniem. Żal przepełniający jego młodą duszę, niedoświadczoną jeszcze porażkami długo się tlił, długo pamiętał, a może pamięta nadal……
Może tak, skoro tu jestem i skoro ten amur jest tak dla mnie ważny. Ciężki plecak już na ziemi a przygotowany pokarm ląduje miarowo do wody, odciążając mnie na drogę powrotną. Zanęcenie, czy też przygotowanie miejsca skończone, skończone na dzisiaj. Zawsze wyznawałem teorię bycia konsekwentnym i systematycznym w wędkarstwie jako jedynej ścieżce do osiągnięcia upragnionego celu, dlatego też tym razem jest podobnie.
Kilka takich dni minęło i jestem z całym ekwipunkiem niczym nie przypominającym tego ze wspomnień nad wodą. Mam dwie doby, dwie na to aby jako doświadczony wędkarz wyrównać rachunki z łowiskiem, które mnie pokonało, gdy jeszcze nie byłem gotowy aby wygrać walkę, taką walkę. Siedząc teraz nad wodą, wpatrując się w sygnalizatory mimowolnie nadal spoglądam w przeszłość a moje wyobrażenie zbliża się w kierunku rozmowy z własnym sobą sprzed tych wszystkich lat.
Otóż, siedzi koło mnie ten młody chłopak, ten mały ja i spogląda na mnie pewny siebie, pewny swoim wędkarskim przekonaniom i pyta po co to wszystko potrzebne przecież łowię ryby skutecznie, leszcze, płocie ba nawet karpie mając plecaczek, krzesełko, wędeczkę i coś tam rozrobionego w wiaderku. Trudno odpowiedzieć mi na to pytanie aby go nie urazić, aby zrozumiał, że wszystko to co teraz wiem zaczęło się wtedy, ale też wszystko to co wtedy on miał było zbyt małym aby osiągnąć to czego pragnie, w zasadzie do dzisiaj razem pragniemy. Tłumaczę więc chłopcu, że to kwestia zrozumienia, kwestia pewnego dość ścisłego ukierunkowania i celu aby złowić tą wielką rybę, to nie tylko możliwości finansowe, toteż cała wiedza zdobyta aby wiedzieć jak, kiedy i gdzie. Mówię mu więc, że Twoje wyjazdy są wspaniałe, piękne bez niepotrzebnego ciśnienia osiągnięcia wyniku, jednak technicznie jeszcze są bardzo daleko od bycia skutecznym. Młody chłopiec trochę nie rozumie, ale przynajmniej stara się nie krytykować – wiem przecież jaki ma charakter i wiem, że będzie latami dochodził do tych prawd, które teraz już zna.
Wyobrażenie mija wraz z nadejściem wieczoru, bezchmurnego, ciepłego i jak zawsze tutaj bardzo malowniczego. Ten dla, którego ważne jest piękno zawsze będzie doceniał zachody słońca i tą niepowtarzalną paletę kolorów, która w takich momentach tworzy się na naszych oczach. Wiem też, że to odczucie jest jednym z wielu rzeczy, które zawdzięczam temu chłopcu, to czego on mnie nauczył i do końca już tak pozostanie. Muszę więc dać mu to co stracił, muszę mu wynagrodzić, choć to w zasadzie niewiele, tą wielką rybą, którą stracił, przez którą zasnąć nie mógł i gdzieś zawsze towarzyszyła mu jako osobista porażka. Noc. Swoją drogą noc w pojedynczym obcowaniu z naturą jest rzeczą bardzo specyficzną i pomimo swej tajemniczości przekładającej się zresztą na uczucie bycia niepewnym ma coś w sobie co należy do gatunku przeżyć bardzo indywidualnych.
Woda już nie faluje jest całkowita cisza przerywana jedynie rzadkim dźwiękiem ptaków. Księżyc odbija się na tafli dając odrobinę światła tworzącą cienie od pobliskich drzew i trzcinowisk. W takich sytuacjach zawsze czuję się nie jak wędkarz lecz jak pewnego rodzaju myśliwy, który czeka w skupieniu na swoją zdobycz, wie że może wyjazd zakończyć się porażką lub też emocjonującym holem w samotności gdzie liczyć może wyłącznie tylko na siebie.
Zbliża się północ, na wodzie całkowita cisza, nawet ptactwo, które swym rzadkim ćwierkaniem umilało mi czas zamilkło całkowicie. Targają mną złe przeczucia, zwątpienie czy wszystko co zaplanowałem, zaplanowałem dobrze, czy nie popełniłem żadnego błędu, czy będę mógł powiedzieć, pokazać temu małemu chłopcu cały czas w jakimś stopniu żyjącemu we mnie, że pokonałem jego łowisko, że spełniłem jego marzenie. Dioda się zapala, przenikliwy dźwięk sygnalizatora, terkot szpuli ustawionej na wolny bieg, a ja siedzę bez reakcji nie mogę uwierzyć w to, że tutaj pośród nocy w moim łowisku następuje moment tak bardzo wyśniony, tyle razy analizowany. Jednak już doświadczenie budzi mnie, zaciskam mocno dłonie na rękojeści wędziska, płynnie je podnosząc. Uczucie ciężaru, moc na końcu mego zestawu w jednej chwili zmienia mnie z człowieka ogarniętego wspomnieniami na łowcę, który miał przyjemność w swoim życiu doświadczyć wielu takich holi. Ryba walczy mocno na krótkiej około 20m żyłce pośród grążeli, zatopionych drzew czy też sitowia stanowi niezwykłe wyzwanie i przyjemność, którą cieszę się pomimo nerwów związanych z niepewnością zakończenia holu. Amur w końcu jednak poddaje się i już go mam, jest piękny, długi aż jego płetwa ogonowa wystaje poza matę. Łuski srebrzysto złote mienią się w świetle czołówki a łowca ma łzy w oczach bo marzenie i jego wielki cel zostało spełnione. Ten już ponad czterdziesto-letni człowiek klęczy przy tej macie jak ten mały chłopiec, który tak bardzo chciał wyciągnąć swoją wielką rybę, który tak bardzo o niej marzył. Zwrócenie jej wolności i ten moment, w którym leżę już na łóżku w mym namiocie, gdzie znowu jak przed laty nie mogąc zasnąć z tego samego powodu choć o zgoła innym zakończeniu zawsze będzie w mojej pamięci jako wspaniałe doświadczenie. Doświadczenie chyba pomimo wszystko bardziej emocjonalne jak wędkarskie.
Rano już wracam do domu, nie zostaje zgodnie z zamierzeniem na kolejną noc, nie ma to sensu przecież osiągnąłem cel, zrealizowałem wielkie dziecięce marzenie.
p.s Szkoda, że foto amura poglądowe, ale był taki piękny, dokładnie taki……………
Krzysztof Woźniak
Więzień Sukowa vol1
Więzień Sukowa vol1Każdy no dosłownie każdy z karpiarzy ma swoją ulubioną wodę, wodę na której stawiał swoje pierwsze kroki, uczył się, która najbardziej mu pasuje, na którą ma...
Klap
Klap........Przecież tak miło w domu, we wygodnym fotelu przed ulubionym programem z kubeczkiem cieplutkiej herbaty, z zaprzyjaźnioną temperaturą pokojową.Jest jednak coś co nie...
Back The Primitive 2
Back The Primitive 2Jeden z tych poranków, którego nie sposób będzie zapomnieć. Chyba nawet i przesłonić w pamięci, wydarzeniami w których być może będzie mi dane jeszcze...
Udana zasiadka
Udana zasiadkaCzym jest udana zasiadka? Dla mnie na to stwierdzenie składa się wiele czynników. Czynników które może i stanowią o całości ale gdy zabraknie jednego z nich...
Zasiadka życia
Zasiadka życiaWyprawa ta na samym początku była wyjątkowa ,zanim się jeszcze zaczęła .Zostało zmienione miejsce wyprawy ponieważ ja czyli Rafik miałem wizję ,przeczucie ,nosa...
Karpiowe Solo
Karpiowe Solo……….. Poniedziałek. Kogo namówić na zasiadkę. Przecież wszyscy pracują, a to nie weekend aby zorganizować wspólny wypad na posiedzenie.Moja decyzja o zasiadce...
Gombek
GombekOto on …. Gołąb domowy (łac – Columba) . Towarzysz mojej zasiadki lub raczej towarzysz niedoli. Dziwna ta nacja -” karpiowników”. Generalnie szczęśliwi ludzie. Najczęściej...
Powrót do wędkowania
Powrót do wędkowaniaW moim kalendarium tegorocznych wypadów wędkarskich znalazła się wyprawa na malownicze łowisko o nazwie Woliczno. Już wcześniej miałem przyjemność zmierzenia...
Back The Primitive
Back The PrimitiveCelem wyprawy było jezioro, położone miedzy Paryżem a Le Mans, w pięknej dolinie rzeki Loire. Powierzchnia to około 15 hektarów głębokością wahającą się miedzy...
Zatoka marzeń
Zatoka marzeń Do napisania tego materiału zainspirował mnie ciekawy artykuł znaleziony na portalu „Sens Życia”. Portal ów również obudził we mnie chęć pisania, macie więc do...