Rafik – Historia pasją pisana
Kiedy dokładnie to się zaczęło? Naprawdę nie wiem, ale zdaje się, że gdy miałem 7-8 lat. Na gliniance niedaleko mojego domu, kij leszczynowy, kawałek żyłki, korek od wina przebity gęsim piórem i łowiłem karaski nasze pospolite złote karasie wielkości dłoni (ale one były piękne).Pamiętam jak mama opowiadała mi, że ciężko było mnie odciągnąć od tego łowienia. Nie była zbyt zadowolona z tej sytuacji, ale może nawet nieświadomie czytała mi książeczkę pt „O małym wędkarzu i wielkim Leszczu” wciągając mnie w ten piękny wędkarski świat. Następnie były wyjazdy na turnus z ciocią do Połajewa ,łowienie z pomostu ale już wędka bambusową a później spiningiem wszystkiego co się zdało złowić.
Jednak pierwszy poważny wyjazd miał miejsce gdy miałem około 11-12 lat – sąsiad zabrał mnie na jezioro Czarny Bród, to było pierwsze łowienie z kołowrotkiem o szpuli stałej (Spining 86) – te rzuty ponad dwadzieścia metrów i te wspaniale krasnopióry, leszczaki i płotki. Nałowiłem tego ze 12 kilo i zapłaciłem wysoką cenę swojego „profesjonalizmu”, ponieważ nie zostałem zabrany na kolejne wyprawy. Przyczyna była prosta – nałowiłem więcej niż całe towarzystwo które ze mną zasiadało. Doskonale pamiętam Połajewo , tamtejsze pomosty i widok Dużych leszczy – niestety nie ja je łowiłem ale zebrałem dzięki temu dużo wiadomości które szybko zaowocowały.
Leszcze – Duże Leszcze, już wiedziałem, że chcę je łowić ale w moim sposobie łowienia trzeba było coś zmienić. Ale po kolei. Karta wędkarka rok 1989 to w karierze wędkarza jak dowód osobisty więc od tego czasu byłem wędkarsko dorosły. Mogąc podejmować samodzielne decyzje zmieniłem miejsce miejsca łowienia, tym razem były to okolice Popowa – Złotowa oczywiście na jeziorze Gople. Te niezapomniane wyprawy rowerowe o drugiej w nocy i 18km przed nami. Ale wtedy te kilometry nie stanowiły problemu . Liczyły się tylko ryby i chęć polowania na dużą wtedy dla mnie rybę. Oczywiście sprzęt też już inny radzieckie (witki) teleskopy – kręcioły Rilech Rexy mimo ze upłynęło 20 lat zapadły w pamięci choć ewolucja jeśli chodzi o kołowrotki przyszła bardzo szybko – najpierw Prexer 1110 ,potem Quik long cast ls 35.Gorzej było z rybkami , zwłaszcza z ich wielkością .
Pamiętam wyjazd parku Popowskiego jak kolega wytaszczył Leszcza takiego na 1kg- jak ja mu zazdrościłem – wtedy dla mnie była to „łopata”
Co zrobić żeby łowić taki „lechy”? By nie było w tym przypadku – trzeba było się przestawić. I tak zrobiłem. Inna zanęta, większa przynęta i nadszedł czas zasiadek na dużą rybę .Na początku było ciężko, szczególnie jak koledzy co chwilę wyciągali z wody jakąś rybkę a ja nic bo na haku zamiast jednego robaszka cały pęczek lub rosówka -ile ja takich wyjazdów przesiedziałem bez brania ciężko by było teraz się doliczyć. Gdy już wszystko wskazywało na to, że się poddam wreszcie udało się złowić pierwszego dużego leszcza – miał dobrze ponad kilogram. Jak przez mgłę widzę tą chwilę – gdy patrząc na jego złote łuski leciały mi łzy Od tego czasu już szło lepiej nabierałem doświadczenia,coraz więcej materiałów związanych z wędkarstwem pojawiało się na rynku. Wyprawy coraz bardziej owocne – leszcze to już prawdziwe łopaty 2-2,5kg tylko kolegów coraz mniej, niestety żeby dochować tajemnicy najlepiej jak wie o tym najmniej ludzi. W międzyczasie były epizody jeśli chodzi o łowiska przewijały się jeziorka takie jak Gocanowo czy jezioro Głuszyńskie. Dzięki jednemu z takich wyjazdów poznałem moje ukochane jeziorko na które jeżdżę od wielu wielu lat.. Był to dość nieszczęśliwy wyjazd na wielkie leszcze nad jedno z moich ulubionych jezior który skończył się kradzieżą sprzętu koledze i awarii mojego roweru ,wracając na skróty polnymi drogami zatrzymaliśmy się na odpoczynek i naszym oczom ukazała się piękna woda
…………………. Na Gople łowię największego leszcza 3kg z hakiem normalnie ŁOPATA, lecz zaczyna mi doskwierać brak towarzystwa.
W Wiadomościach Wędkarskich które prenumeruję pojawiają się artykuły poświęcone łowieniu karpi autorstwa P.Mroczka – zaczynam się wciągać ,tylko gdzie łowić te cyprinusy – na Gople? Pewnie, że są ale gdzie??? przecież Gopło ma 27km długości linii brzegowej -Temat wyjaśnia się sam – Rok 1997 na Polski rynek wchodzi książka „Karp” autorstwa P.Mroczka, jak zacząłem ją czytać (pochłaniać ,łykać) to był ten impuls który popchnął mnie do działania w kierunku łowienia karpi i zaczęło się szaleństwo zakupów sprzętu karpiowego , w tamtych czasach nie było to łatwe ,sprzęt ściągany był po znajomości, sklepy w tym kierunku dopiero raczkowały. Moje pierwsze kije Karpiowe Bayron.. Power Action fc365.+ kręcioły też Bayron – Baitcoitrol1045BBC. Namiot Marabuta iglo kolor( no boski panterka)
W tym czasie wraz z kolegą Pawłem jeździliśmy na nowo odkryte jeziorko z początku tylko informacyjnie a później już z nastawieniem na karpie które wreszcie zaczęły współpracować, (pierwsze wyprawy kończyły się niepowodzeniem ,wprowadzenie kulki pływającej przynosi pierwsze ,karpiska”. Kabany – całe 3-3,5kg
W roku 1998 w kwietniu wychodzą „Wiadomości Karpiowe”,
co jeszcze bardziej mnie mobilizuje do działania. W tym też roku po raz pierwszy mam przyjemność porozmawiać na żywo z P.Mroczkiem ,który przyjeżdża na cypriniadę Kujawską nad jez.Łuba pod Włocławkiem. Do dzisiaj jestem dumny z autografu jaki P.Mroczek wpisał mi do książki swojego autorstwa”Karp”. To jest koran każdego karpiarza i każdy powinien tą książkę przeczytać. Po tej rozmowie byłem tak podekscytowany łowieniem karpi, że to była jedyna rzecz jaką chciałem robić.
Na naszym jeziorku zaczęło się źle dziać – „kłusole” byli tak pewni siebie że sieci ściągali w biały dzień, co oczywiście odbiło się na populacji karpi -owszem brały ale sporadycznie bywało że całotygodniowa zasiadka kończyła się złowieniem jednego karpia lub zjazdem z łowiska bez brania. Było naprawdę ciężko a najgorsze było to, że koło które opiekowało się w tym czasie jeziorkiem nie robiło nic by walczyć ze złodziejami. Po jakimś czasie dochodziły słuchy, że prezes tego koła jest w komitywie z kłusownikami. Woda została odebrana opiekunowi i zaczęło się: w expresowym tempie powstaje Społeczna Straż Rybacka a strażnikami w większości zostają policjanci czynnej służby lub policyjni emeryci. Nocne kontrole, zatrzymania – kontrole w dzień przynoszą rezultaty. Setki metrów sieci, żaki ,zatrzymani na gorącym uczynku. Podczas jednego z patroli nocnych jeden z funkcjonariuszy zostaje postrzelony z wiatrówki w kolano ,dość boleśnie bo ołów przebił spodnie i wbił się pod skórę – to tylko zdeterminowało służby do działania. Przez jakiś czas nasze jeziorko było pilnowane niczym twierdza – flary świetlne były na porządku dziennym, jedna spaliła ponton kłusoli zmuszając ich do ewakuacji wpław w październiku przy temp. wody około 6-8 stopni – nieźli kozacy!!!!
W 2003r podczas wyjazdu z moją obecną żoną padają rekordy(wyjazd siedmiodniowy) ilościowe,wagowe,podczas jednej doby łowię po5-6 karpi takich od 5 do największego 8,5kg.
Doszło nawet do sytuacji ,że zwinąłem zestawy w sobotę z powodu zbyt dużej liczby gapiów (Wędkarzy Niedzielnych) na przeciwległym brzegu. Było widać, że pilnowanie wody przyniosło efekty nie tylko w populacji karpi ale całego rybostanu. Koło nasze którego zostałem v-ce prezesem zaczęło tętnić życiem – efektem tego jest nasz domek wędkarza, który został zbudowany i zaopatrzony naszymi wspólnymi siłami. Ten rok był dla mnie szczególny w Październiku zmieniłem stan cywilny ,stając się prawdziwym facetem
…Nie tracąc czasu zabrałem się do pracy i efektem tego jest w rok później nasza wspaniała córeczka (podobno wykapany tatuś) Malwinka
Jeśli chodzi o karpie to żadnych rewelacji nie było,owszem waga łowionych miśków była większa ale ilościowo było cienko – to było spowodowane mniejszą ilością wyjazdów z różnych powodów. W 2005 roku łowię swoją życiówkę suma 12kg choć nie kryję , że to miał być karp. Dalej to bywało różnie – bywałem na jeziorem Łuba bez większych rezultatów przewinąłem się przez wyrobisko Skoki pod Płockiem, ale to nie było to wszystkie drogi prowadziły do moje magicznej wody za lasem. I tak córka rośnie, karpie na mojej wodzie również – dyszki , dwudziestki? (wtedy na pewno takich tam nie było), a w moim pokoju karpiowym z roku na rok coraz więcej klamotów i coraz mniej miejsca – komu to tyle potrzeba?W 2009 wygrywam konkurs w Karp Maxie z okazji ukazania się 25 numeru tegoż magazynu nagrodą jest pobyt z redakcją Karp Maxa na Łowisku specjalnym w Gosławicach. To była fantastyczna przygoda ,naprawdę dużo się nauczyłem od P.Mroczka i Zybiego.Poznałem też parę fajnych kolegów z którymi utrzymuję kontakt do dzisiaj.
Te nocne rozmowy,dla mnie samo łowienie zeszło na drugi plan, wspominaliśmy Cypriniadę na jeziorze Łuba, pamiętał dwóch takich nawiedzonych którzy nie dawali mu spokoju zasypując go pytaniami (to chyba ja i Paweł) hehehehe tak to na pewno My. Po tych kilku latach to był cały P.Mroczek choć jak każdy z nas na pewno się w jakiś aspektach zmienił.
Po tym wspaniałym wyjeździe i naukach postanowiłem wdrożyć zdobyta wiedzę w życie na moim jeziorku – efektem karpie 12kgi jeden większy – dużo większy, niestety wybrał wolność przed sesją zdjęciową rozwiązując worek
………Na początku roku 2010 a dokładniej na Srebrnym Haku Karp Maxa który był rozgrywany na Gosławicach a którego ja byłem widzem P.Mroczek spytał mnie czy nie napisał bym artkułu opisującego moje jeziorko dla kwartalnika Karp Max. Nie powiem by decyzja przyszła mi łatwo , jak wiadomo każdy chroni swoich tajemnic ale się zgodziłem. W jednym z numerów KM ukazuje się materiał prezentujący moją ostoję – moje magiczne jeziorko. W tym też roku po raz kolejny dane mi jest spotkać z panem Sumem. Tym razem ważył 23kg.
Diabli mnie wzięły jak go zobaczyłem tak bardzo chciałem by był to potężny karp ,ale ten hol będę pamiętał całe życie. Całe 45minut w ulewnym deszczu stojąc w wodzie w spodenkach – prawdziwe EXTRIM.A jeśli chodzi o karpie no to pojawiły się te o których z Pawłem na początku naszej Świeszoskiej przygody marzyliśmy,Widziałem je i marzę o spotkaniu z jednym z nich,a szanse będą tym bardziej większe gdyż po dość długiej przerwie w wędkarstwie karpiowym wraca mój kol Paweł.
Od autora………. ( z jego niewymuszonej woli)
Nigdy nie garnąłem się do żadnego klubu karpiowego, czy portalu. Ale gdy poznałem „Sens Życia” postanowiłem wstąpić na dłużej albo na zawsze.(malutka wazelina)Fajnych ludzi można tam spotkać ludzi podobnie nawiedzonych przez karpie jak ja. Prawdziwych „Tańczących z Karpiami”.To i tak nie jest wszystko co przewinęło się przez moje Karpiowe Życie ale dajcie spokój, książka mojego autorstwa ukaże się w przyszłym roku………. mały żarcik
RAFIK
Gdy kończyliśmy redagowanie powyższego materiału Rafał jak zwykle udał się na swoją magiczną wodę. Jeśli jeszcze nie jesteście zmęczeni tym materiałem – mała przygoda na dobranoc. Życie pisze różnie scenariusze – warto o tym pamiętać.
„Smutna Życiówka”
Po dwunastu dniach nęcenia nadszedł ten dzień ,zaraz po pracy wracam do domu ,szybkie spakowanie samochodu i w drogę o 8.30 jestem na miejscu ,Paweł już rozłożony (szczęściarz) zdaje mi relację, niestety brzmi ona krótko, nic się nie dziejeCzyżby kolejny wyjazd bez ryby?, wszystko na to wskazywało. Podczas gdy ja rozbijałem swoje obozowisko zrywa się wiatr i zaczyna nanosić z falą jedzonko wprost w moje nęcone miejsce. Bużka zaczyna mi się uśmiechać ,Paweł widząc to komentuje „Ty cholero – Ty je już czujesz, coś mi mówi, że będzie dobrze”
O godzinie 11.30 mam już wywiezione zestawy jeden w zatopione drzewo drugi na twardy blat około 180m.Do wieczora nic się nie działo , ponownie wywieźliśmy zestawy a potem browarek dyskusje ,analizy ,wnioski itd.itd. następnie do łóżeczka i w oczekiwaniu na braniu delikatny sen o czym Jak myślicie? Oczywiście o pięknych ,z pełnymi kształtami i jak to by było fajnie wziąć je na ręce!!!!!!,i tak cała noc pięknych snów ,a sygnalizatory milczą.
Ranek piękny szybciutko kawa na fotele obserwacja i delektowanie się widokami wody i wszystkiego co je otacza (życie karpiarza jest piękne),gdy tak się delektujemy wyrywa nas z letargu pisk sygnalizatora Jest piąta – po około 20 minutach pierwszy w tym roku karpik -4,5kg. Jest super. Po sesji fotograficznej misiek wraca do wody a ja na łódkę i jazda 180metrów ze świeżym zestawem.Dziewiąta – następne branie z twardego blatu – piękna walka to właśnie jest to ta moc przeciwnika choć misiek nie należy do tych najjjjjj całe 6kg szczęścia. Jak ja lubię pływać, wywozić zestawy podczas dużego wiatru – fantastic – ale jednak się udaje. Przyjazd mojej żonki z córeczką w odwiedziny wprawia mnie w błogi nastrój tym bardziej, że córa idzie w ślady tatusia i zaczyna wędkować ,zapomniałem dodać, że w odwiedziny przyjechał także pierwszy na świecie pies karpiowy KABANOS z tych jamnikowatych.Po obiadku siesta ,znowu kawka rodzinka pojechała choć było ciężko się rozstać . Nic nie zapowiadało tego co zaraz się wydarzy – Sygnalizator zdążył delikatnie pisnąć – ręka na szpule zero luzu parę kroków do tyłu wędka jęczy ,tak się łowi kładąc zestaw pod zatopionym drzewem. Hol spokojny bez niespodzianek ,dopiero przy brzegu jazda na całego jaką on miał moc wyciągał po 30-40 metrów plecionki i tak przez trzydzieści minut. Paweł sprawnie go podebrał szybko na matę „Cilinic” ważenie i jest życiówka – 13kg długa rakieta, szybka sesja foto buzi i do wody.
Branie nastąpiło o godzinie 15stej , nigdy o tej godzinie nie miałem brania na moim jeziorku. Telefon do żonki żeby się pochwalić ,odbiera córka i zapłakanym głosikiem opowiada mi jak to przewracając się niefortunnie w domu rozcięła sobie główkę i była na szyciu i jaka to była dzielna jak pan doktor szył jej główkę.
W tym momencie moja radość maleje wręcz do zera, stąd ten tytuł tego artykułu.
Od redakcji…… Malutka czuje się dobrze a rekordzik cieszy Rafała co cały czas widać na jego twarzy 😉
Więzień Sukowa vol1
Więzień Sukowa vol1Każdy no dosłownie każdy z karpiarzy ma swoją ulubioną wodę, wodę na której stawiał swoje pierwsze kroki, uczył się, która najbardziej mu pasuje, na którą ma...
Klap
Klap........Przecież tak miło w domu, we wygodnym fotelu przed ulubionym programem z kubeczkiem cieplutkiej herbaty, z zaprzyjaźnioną temperaturą pokojową.Jest jednak coś co nie...
Back The Primitive 2
Back The Primitive 2Jeden z tych poranków, którego nie sposób będzie zapomnieć. Chyba nawet i przesłonić w pamięci, wydarzeniami w których być może będzie mi dane jeszcze...
Udana zasiadka
Udana zasiadkaCzym jest udana zasiadka? Dla mnie na to stwierdzenie składa się wiele czynników. Czynników które może i stanowią o całości ale gdy zabraknie jednego z nich...
Zasiadka życia
Zasiadka życiaWyprawa ta na samym początku była wyjątkowa ,zanim się jeszcze zaczęła .Zostało zmienione miejsce wyprawy ponieważ ja czyli Rafik miałem wizję ,przeczucie ,nosa...
Karpiowe Solo
Karpiowe Solo……….. Poniedziałek. Kogo namówić na zasiadkę. Przecież wszyscy pracują, a to nie weekend aby zorganizować wspólny wypad na posiedzenie.Moja decyzja o zasiadce...
Gombek
GombekOto on …. Gołąb domowy (łac – Columba) . Towarzysz mojej zasiadki lub raczej towarzysz niedoli. Dziwna ta nacja -” karpiowników”. Generalnie szczęśliwi ludzie. Najczęściej...